"Status" zawodu trenera w Polsce Print
Written by Zbyszek   
Wednesday, 18 October 2006 09:20

Do napisania artykułu o roli i znaczeniu (a raczej ich braku) zawodu trenera przymierzałem się już jakiś czas. Pracuję w tym zawodzie od prawie 20 lat, niejedno widziałem, przeżyłem, rozmawiałem i rozmawiam z ludźmi z tej branży, nierzadko w międzynarodowym towarzystwie. Po czyjej stronie leży wina takiego stanu rzeczy w Polsce?

Po pierwsze kto tak naprawdę w sporcie wyczynowym, nie tylko tenisie stołowym, decyduje o poziomie sportowym?

Kto daje pierwszą rakietkę do ręki, kto uczy wymawiać słowo „topspin”, kto wreszcie stoi najczęściej w cieniu zawodnika?

Tym kimś jest TRENER – osocze i krwioobieg każdej dyscypliny sportu.

Kim byliby chłopcy ze złoto-srebnej jedenastki Górskiego bez niego samego. Ile dla Kuleja, Pietrzykowskiego zrobił papa Stam? Jak grałby w tenisa stołowego Lucek Błaszczyk bez treningów z Jurkiem Grycanem? Przykłady można mnożyć.

Niestety jak mało ludzi - zresztą nie tylko u nas w kraju - zdaje sobie sobie z tego sprawę. W kraju, gdzie przez 16 lat zmniejszono dzisięciokrotnie nakłady na sport, nie ma ani jednego boiska piłkarskiego z prawdziwego zdarzenia, lekcję w-f próbuje się zamienić na historię, czy wychowanie obywatelskie, a pojęcie „trener” nie figuruje w wykazie zawodów, nie powinno to właściwie dziwić. Jednak przysłuchując się wiecznym dyskusjom jak ożywić, uzdrowić polski sport, polski tenis stołowy, mówię po prostu – inwestujcie w trenerów. Nie jest to oczywiście jedyna recepta na poprawę, ale ważna. Nawet w tak „średnio” medialnej dyscyplinie jaką jest tenis stołowy, czasami zdarzają się ludzie, którzy wykładają pieniądze, chcąc mieć u siebie dobrej klasy drużynę. I o ile z większymi lub mniejszymi problemami płacą zawodnikom należne im pieniądze, to bardzo rzadko, albo w ogóle nie pamiętają o sprowadzeniu, zatrudnieniu dobrego trenera. A jak już się to zdarzy – do wzięcia są „pieniądze-niepieniądze” – żenada.

Nie ma świadomości, że dobry trener, odpowiednio opłacany w odpowiedniej przestrzeni czasowej, zwróci się kilkakrotnie. Czy to poprzez podniesienie poziomu sportowego jego podopiecznych, czy poprzez wychowanie zdolnego narybku. Trenerowi (nie mylić z funkcją zawodnika-trenera) pracującemu w odpowiednich warunkach, z dobrą pensją udaje się o wiele łatwiej nawiązać kontakt z zawodnikami, oni sami z tego powodu mają do niego zaufanie, pracuje się wtedy lepiej itd. Same korzyści tak niechętnie zauważane lub nie widziane w ogóle. Tu nawet mogę( pomimo, że jestem czynnym trenerem) pewne sprawy zrozumieć z tego powodu, że dana osoba – sponsor wykłada ciężko zarobione pieniądze i sama chce je wydawać jak to uznaje za stosowne. Ale nie rozumiem, dlaczego ze zrozumieniem tego oczywistego faktu ma problemy jednostka dysponująca naszymi, społecznymi pieniędzmi. Kto jak nie PZTS ma kreować w środowisku tenisa stołowego prestiż tenisa stołowego.

Można to robić na wiele sposobów:

1.Odpowiednio wynagradzając trenerów kadry. Nie może być sytuacji, żeby trenerzy główni pionów, zmuszeni niskimi zarobkami, musieli wyjeżdżać za granicę i tam dorabiać, czy grać w polskiej lidze, a tak się dzieje od lat. Już więc z definicji nie mogą mieć tyle czasu dla swoich podopiecznych, ile by mieli, zarabiając godziwe pieniądze w Polsce. Nie mówię tutaj, znając kłopoty finansowe PZTS o trenerach współpracujących z trenerami głównymi, to trochę inna sytuacja. Ale na trenerów głównych pieniądze muszą się znaleźć i basta. Dlatego uważam za niegodne zarzuty osób twierdzących, że trenerzy kadry nie powinni sobie gdzieś dorabiać. Miałoby to sens tylko wtedy, gdyby zarabiali pieniądze adekwatne do pełnionej przez nich funkcji i wynikającej z tego odpowiedzialności. W warunkach polskich uważam, że wynagrodzenie w wysokości 1500-2000 euro miesięcznie byłoby jak najbardziej uzasadnione.

2.Trenerzy kadry powinni mieć odpowiednio długie kontrakty, na 4 do 6 lat. Jest to okres czasu, w czasie którego, i po którym widać, czy się wybrało odpowiednią osobę. Zapewni to spokój i komfort pracy w tym stresogennym zawodzie. Trenerzy powinni mieć pełną swobodę w dobieraniu sobie współpracowników, oczywiście w wyznaczonych przez PZTS ramach finansowych.

3.Wybrani trenerzy, jeśli już zostali powołani na to stanowisko, winni mieć poparcie członków zarządu. Ileż razy zdarzyło się, że świeżo wybrani selekcjonerzy byli oficjalnie i nieoficjalnie krytykowani przez tych, którzy ich wybrali.

4.Umożliwienie pokazania się środowisku ping-pongowemu na różnego rodzaju seminariach, odczytach, wykładach, obozach. Trener ma wtedy szansę przedstawienia swoich koncepcji, filozofii szkoleniowej, warsztatu pracy. Byłem na takim seminarium parę lat temu w Gdańsku w ośrodku PZTS. Prowadzili je Jarek Kołodziejczyk, Andrzej Kawa, Michał Dziubański. Dzisiaj z tych trzech pierwszy trenuje Austriaków, drugiego nie ma w zawodzie.

5.Zapewnienie wybranym trenerom podnoszenia kwalifikacji poprzez uczestnictwo w międzynarodowych seminariach szkoleniowych, czy stworzenie możliwości dokształcania się.

6.Korzystanie z dorobku trenerów kadry, w formie sprawozdań. Merytoryczna dyskusja o sukcesach i porażkach danego trenera.

Efekt nie podejmowania takich działań można zauważyć na przykładzie Czech. Zawodnicy tego kraju na ostatnich ME juniorów i kadetów nie zdobyli żadnego medalu. W ogłoszonym kilka lat temu konkursie proponowano czeskim trenerom miesięczne zarobki w szokujących wysokościach dochodzących w porywach do 140 Euro miesięcznie... Zbyszek Stefański