Bliżej zawodnika, bliżej trenera Print
Written by Zbyszek   
Tuesday, 13 September 2011 06:25

Wsłuchując się w echa ostatnich wydarzeń nie mogę się oprzeć wrażeniu, że działacze, prezesi to jeden świat, a zawodnicy i trenerzy to drugi.

Pamiętam od niepamiętnych czasów, że zawsze trenerzy i zawodnicy mówili o zarządzie i prezesach negatywnie zawsze kończąc to mniej więcej w ten sposób: zobacz ilu z nich grało w tenisa stołowego, zobacz ilu z nich na co dzień jest trenerem, zobacz ilu z nich jest na sali zawodów.

Nie uważam, że dobry działacz, czy prezes musi koniecznie być trenerem, czy mieć przeszłość zawodniczą.

Choć na pewno byłoby to lepsze.

Ja jednak idę dalej.

Myślę, że w tych cytowanych słowach idzie o coś więcej.

Widzę w nich zupełnie odizolowanie się władzy, zarządu i iluś kolejnych prezesów od zawodników i trenerów, czyli od centrum dyscypliny!

Podejrzewam, że całej historii strajku zawodników można, by uniknąć, gdyby pomiędzy zarządem, prezesem, a zawodnikami i trenerami była nić porozumienia i dialogu.

Gdyby np. prezes Weissbrodt, czy któryś z wiceprezesów siedzieli przy stole na zgrupowaniu w Spale i zobaczyliby osławiony boczek z kiełbaskami to sami zrobiliby awanturę szefowi kuchni.

Kiedy któryś z prezesów był na zgrupowaniu kadry narodowej seniorów, posiedział na sali, poprzyglądał się pracy zawodników i trenerów?

Ale nie na pół godziny, czy godzinę tylko tak naprawdę 2-3 dni?

Zainteresował się osobiście, czy jest masażysta, czy sala jest dobrze ocieplona, czy zawodnicy dostali zwrot kosztów podróży, a czy trener ma godziwe warunki pracy?

Skoro można pojechać do tej, czy innej gminy na wręczenie nagród za popularyzację tenisa stołowego (co jest chwalebne i potrzebne) to z równą chęcią można pojechać na zgrupowanie przed ME i poprzebywać tam z zawodnikami i trenerami.

Jakaż wspaniała okazja do nawiązania kontaktu, możliwości odbycia nieoficjalnych spotkań, dowiedzenia się o problemach i bolączkach.

Po co?

Ano, po ty by mówić: to nasz prezes, to nasz zarząd.

Zbyszek Stefański