Od piłki do piłki cz.3 |
Written by Zbyszek | |||
Wednesday, 06 March 2013 11:37 | |||
Piszę dalej, bo choć boli to muszę pisać…
Po odejściu z AZS
AWF Gdańsk (pierwszy zwolnił się Andrzej) przez pewnien czas mieliśmy ze sobą
kontakt. Założyliśmy klub w
Sopocie, który miał być efemerydą, a istnieje do dziś. Założyliśmy go
wbrew wszystkim i wszystkiemu, a jednym z głównych motorów był Andrzej, który
ciągle potem powtarzał … czuję się
wreszcie wolny. To też w tym czasie
zaczęły się zawiązywać kontakty Andrzeja ze światem polityki. Modna wtedy była
piłka na którą byliśmy zapraszani dzięki kontaktom Jurka Halla ze śmietanką
polityczno - biznesową trójmiejskich liberałów. Jednak to były tylko
początki, a trzeba było żyć i utrzymywać rodzimy. Andrzej za naszą obopólną
umową wyjechał na zarobek do Szwecji, ja zostałem i ciągnąłem klub w Sopocie. Rola Grześka
Nurzyńskiego, a i potem Andrzeja okazała się jednak marginalna w rzeczywistej
działalności i siermiężnej reality
zakładania i prowadzenia młodego klubu. Nigdy wcześniej i
później nie zaznałem, nie zaznaliśmy tyle zbiorowej nienawiści, co wtedy. Po powrocie ze
Szwecji Andrzej nie chciał wracać do pracy i płacy za grosze. Było to wbrew
naszej wcześniejszej umowie. Był na tym tle nasz
spór, który w sumie nie wyjaśniliśmy sobie do końca życia Andrzeja za co mam do
siebie cały czas pretensje. Dlatego apeluję do
wszystkich – wyjaśnij, porozmawiaj, zrozum, a może wybacz, bo może być w każdej
chwili za późno. Andrzej chyba też
cały czas miał z tego powodu wyrzuty sumienia, którym w coraz rzadszych naszych
spotkaniach dawał wyraz. Stanął też wtedy
moim zdaniem przed lada dylematem. Bo oto miał
olbrzymi problemem: czy zostając w kraju pójść własną drogą (skazany na porażkę,
ostracyzm i izolację), czy próbować wejść w dialog z ludźmi i systemem, którego był
wcześniej zaciekłym krytykantem. Postawił na to
drugie rozwiązanie. Chyba dobrze, bo
dyscyplina zatrzymała na lata wielkiego pasjonata dyscypliny. Ja tak nie
potrafiłem… Wyjechałem z kraju,
a Andrzej rozpoczął karierę trenera kadry (którą ja wcześniej odrzuciłem
zaangażowany w klubie w Sopocie), działacza i dyrektora PZTS. W międzyczasie
prowadził specjalizację tenisa stołowego na AWF i S w Gdańsku. Będąc któregoś dnia
na uczelni widziałem ogrom pracy i energii, które w kto wkładał. Andrzej był tytanem
pracy, nie cierpiał prowizorki i bylejakości Równocześnie
rozwijała się jego kariera polityczna. Był członkiem
zarządu Lechii Gdańsk. Gdy przestał
pracować w PZTS-ie został jednym z
szefów COS-u. Potem się
dowiedziałem, że pracował w kancelarii Prezydenta Rzeczpospolitej. Pomiędzy tymi 2
funkcjami miał swoją powtórną przygodę z tenisem stołowym jako prezes PZTS. To wtedy odnowił
się nasze kontakty. Sporo
rozmawialiśmy. On naprawdę wiele
chciał zmienić, ale skoro nie miał lojalnej ekipy, to co tu zmieniać? Dlatego jego
decyzję o rezygnacji z funkcji Prezesa PZTS - u popierałem i popieram. W przeciwieństwie
do tych, którzy oceniali to jako objaw tchórzostwa i braku odpowiedzialności. Smutno też brzmią
mi w uszach jego słowa z chyba naszej ostatniej rozmowy: Zbyszek poza tenisem stołowym też jest życie, też można się rozwijać. Smutno mi dlatego,
ponieważ tacy jak on powinni byli od zawsze i na zawsze działać i tworzyć dla
dobra polskiego tenisa stołowego. Zmroziła mnie
wiadomość o jego śmierci. Andrzeja nigdy nie
zapomnę – jego uczciwości, pracowitości, lojalności i tej jedynej w swoim
rodzaju głębi człowieczeństwa. Przyjdę niebawem na
Twój grób i pomodlę się. Spoczywaj w pokoju
przyjacielu i wiedz, że ja Ciebie nigdy nie zapomnę. Zbyszek Stefański Wspomnienie
o Andrzeju Kawie, od piłki do piłki cz.1
|