Trenerze - nie decyduj za nas... Print
Written by Zbyszek   
Thursday, 21 March 2013 07:47

  Przedstawiamy 2 część ciekawych rozważań.

 

 

Zakończone 81. MP utwierdzają mnie w przekonaniu, iż nie warto inwestować w czołowych zawodników mistrzostw. Niech zarabiają w klubach. Miałam okazję przez dwa weekendowe dni obserwować zmagania naszych pingpongistów w Ostródzie. Oglądałam zachowania zawodników i władz. Chcę się podzielić kilkoma przemyśleniami wywiezionymi z Ostródy. Z całym szacunkiem do medalistów MP i pracy wkładanej w osiągnięcie sukcesu, medale w kraju wydają się być szczytem ich możliwości. Trudno mi sobie wyobrazić Antoninę Szymańską czy Monikę Pietkiewicz na podium Mistrzostw Europy. Nie wątpię, iż Szymańska wieloletnią pracą doszła do swoich wyników. I chwała jej za to. Mam wrażenie, że nawet w serwisie Pietkiewicz leżą spore rezerwy i może poprawić swoją grę. Chciałabym jednak czegoś więcej.

Szczególnie rozczarowujące byłoby dla mnie, gdyby Tomasz Lewandowski zdobył tytuł mistrzowski. Zawodnik grający prawie każdy odbiór serwu podcięciem, bazujący na błędach przeciwników, nie wykazujący inicjatywy w grze byłby bardzo kiepską wizytówką na zawodach rangi wyższej niż MP. Myślę, że stanowiłby większy kłopot niż pożytek dla trenera kadry Tomasza Krzeszewskiego. Zdecydowanie najlepiej prezentował się Daniel Górak. Od jakiegoś czasu prezentuje równą, dobrą formę. Wiek może niestety wskazywać, że na większe sukcesy jest już za późno. Trudno mi, choć bardzo bym chciała, w optymistycznym tonie pisać o osobach określanych jako nadzieje tenisowe: Pawle Fertikowskim, Robercie Florasie czy Patryku Chojnowskim. Najbardziej podoba mi się gra Florasa, bo wydaje mi się najbardziej stabilna. Nie potrafię zachwycać się Chojnowskim, z tego prostego powodu, że ów młody człowiek wydaje się być obrażony na może nie cały ale przynajmniej pół świata, co skutecznie ogranicza jego grę. W miarę solidna gra Fertikowskiego, to także za mało jak na moje oczekiwania.

 

Szacunek do dyscypliny.

Nie wiem, kto jest odpowiedzialny za internetową stronę PZTS. Pod jedną z informacji podpisał się Krzysztof Bluj. Nowa odsłona strony jest zdecydowanie lepsza od poprzedniej i podoba mi się. Co jednak z informacjami na stronie? Do niskiego poziomu MP dostosował się PZTS. Informacja o finałach indywidualnych zajmuje dwa zdania! Wygląda to tak, że nie szanujemy naszej dyscypliny, czyli sami się nie szanujemy. Jak nie mamy wzajemnego szacunku, to jak mamy zyskać dobrą pozycję u potencjalnych sponsorów? Jak to się dzieje, że na stronie www.superliga.com.pl można przeczytać ciekawe informacje, obejrzeć zdjęcia, a na stronie PZTS dwa zdania o finałach?

 

Co nam po…

Nie sądzę, aby Zarząd PZTS zastanawiał się nad możliwością ograniczenia startów międzynarodowych. Być może związane jest to ze sposobem myślenia: mamy pieniądze, nie są nasze, więc wydawajmy je. Decyzja o ograniczeniu albo nawet rezygnacji z takich startów nie mieści się w głowach decydentów polskiego tenisa. Warto by jednak zapytać: co nam po Pietkiewicz, Szymańskiej, Lewandowskim, Kosowskim czy Suchu? Wiem, nie brzmi to ładnie, ale nie ma tak brzmieć. Wiem również, że skreślanie zawodników nie jest przyjemne ani miłe. Chodzi jednak o to, by przyjemność czerpali kibice. Cieszymy się po zdobyciu medali, a na takie sukcesy się nie zanosi. Trzeba zatem, powtarzam to jeszcze raz, inwestować w dzieci. Tylko to w przyszłości może nam przynieść prawdziwe sukcesy, a nie ich namiastkę w postaci brązowego medalu ME Li Qian.

 

Jak zmieniać polski tenis?

Krzysztof Piwowarski pisze w tekście opublikowanym na stronie www.agamar.pl/ts: „Krajowy związek stoi na rozdrożu, musi podjąć strategiczne decyzje, co dalej, i od tych decyzji zależy rozwój i stan dyscypliny w bliższej i dalszej przyszłości”. Zgoda. W tekście „Na zakręcie”, który wzburzył wiele osób, pisałam: „Nie ma szans na odrodzenie tenisa stołowego w najbliższym czasie”. Nie chcę, by to były słowa prorocze. Zresztą nie trzeba być wielkim wizjonerem, żeby dojść do takich wniosków. Władze PZTS skupiają się na dystrybucji środków otrzymywanych od Ministerstwa. Jest to proste zarządzanie (a i to za dużo powiedziane) pieniędzy nie swoich, za które nie ponosi się odpowiedzialności. „Polski tenis stołowy organizacyjnie zatrzymał się na połowie lat 80., gdzie rządzili aktywiści partyjni i komisarze” – pisze Krzysztof Piwowarski, i nie sposób się z nim nie zgodzić. K. Piwowarski chce zmian w systemie rozgrywek: „Cały system rozgrywek wymaga dogłębnej reformy, często stojącej w sprzeczności z koniunkturalnymi interesami niektórych klubów. Tego wymaga nie tylko potrzeba zmian, ale także obowiązująca ustawa o sporcie, bo to związek krajowy odpowiada za cały system rywalizacji sportowej”. Dyskusja nad programem K. Piwowarskiego to temat na nieco inny artykuł. W jakiś sposób dziwi mnie, że nikt nie podejmuje rzeczowej dyskusji na ten temat. Ja chciałabym pisać o nieco innym spojrzeniu. Moim zdaniem sprawy systemu rozgrywek nie są tak ważne, jak inwestycja w szkolenie dzieci. Wspominaną przeze mnie lokomotywę postępu Piwowarski widzi w organizacji rozgrywek (szeroko rozumianych), ja zachęceniu do uprawiania tenisa stołowego najmłodszych.  W związku z tym wszelkie wysiłki powinny się skupiać na tworzeniu systemu szkolenia dzieci, którego zaczątek zaproponowałam powyżej. Pingpongowy Shakespeare dziś powinien krzyczeć: królestwo za szkolenie! Czy obecny prezes Wojciech Waldowski usłyszałby takie prośby? W czasie kampanii wyborczej zapowiadał zmiany. Jako przychylna obserwatorka, tych zmian nie mogę dostrzec. Cóż, może kiepsko widzę… Raczej tak, bo nie mogę dostrzec, gdzie się podział talent Magdaleny Szczerkowskiej. Co się stało z Klaudią Kusińską? Czy robiący wrażenie potencjał Katarzyny Grzybowskiej przełoży się na wyniki?

 

Otwarcie głów.

Dobrego systemu nie da się jednak stworzyć bez otwartych głów. Słowa, o ile dobrze pamiętam, wypowiedziane przez Tomasza Krzeszewskiego przy okazji ME w Gdańsku „Chińczyków nie dogonimy” brzmiały jak ponury żart. Niestety, jeżeli mnie pamięć nie myli, z takim twierdzeniem zgodził się Stefan Dryszel, obecny szef wyszkolenia PZTS oceniał grę Polaka: „Wandżi zagrał to co mógł, nie stać go dziś pokonać Wang Hao i wątpię, aby kiedykolwiek mógł to uczynić”. Szanuję jednego i drugiego i wolałabym traktować owe słowa jako wyrwane z kontekstu. Wystrzegajmy się takiego zamykania horyzontów. Zbigniew Stefański pouczał: „Trenerze, nie decyduj za nas wszystkich, że nie dogonimy Chińczyków. Doganiali Andrzej Grubba i Leszek Kucharski”.

 Na koniec zaapeluję: szkolmy dzieci i przeganiajmy Chińczyków!

 

Ambitna

Część pierwsza

Niski poziom mistrzostw.