Trendy w tenisie stołowym |
Written by Zbyszek | |||
Monday, 01 July 2013 19:02 | |||
Od lat w polskim tenisie stołowym funkcjonują pewne dogmaty szkoleniowe, które są zdawałoby się nie do ruszenia. Można, by tu mnożyć: obóz ogólnorozwojowy w Zakopanem, stretching, wychodzenie z nóg przy topspinie, jednostronny sposób szkolenia, wiara w szkolenie w ośrodkach itd. Często się ma to nijak do nowoczesnych metod treningowych. Czy wiecie Państwo, że Timo Boll nie był szkolony w żadnym młodzieżowym stacjonarnym ośrodku centralnym? Ustalono mu indywidualny sposób treningu z trenerem klubowym i wojewódzkim w połączeniu z regionalnymi dojazdowymi centrami treningowymi. Czy wiecie Państwo, co pisze Werner Schlager - ostatni europejski mistrz świata - w swojej książce? Ano, że na obozach kadry trenował, co mu kazano, a jak wracał do siebie do domu to trenował, to co słuszne? Oczywiście nie namawiam do masowego exodusu z ośrodków, bo to jednak najczęściej jedyna słuszna droga do sukcesów. Ale nie tworzymy dogmatów, że tylko w ten sposób można mieć sukcesy. Czy wiecie np. Państwo, że trening rozciągający w kadrze Niemiec właściwie nie istnieje. Co więcej - cecha motoryczna jaką jest gibkość jest zdaniem naszych zachodnich sąsiadów w tenisie stołowym nieistotna. Czy wiecie, że młodych adeptów tenisa stołowego nie uczy się grać topspina forhend z dużą rotacją? Teraz ręka w fazie jest wysoko uniesiona i topspin grany jest z coraz większą siłą kosztem rotacji. Gdy do tego połączymy fakt, że niedługo zaczniemy grać nowymi, innymi piłkami (test nowych piłek poniżej) obraz dopełnia całości. Inny stereotyp: w Polsce głównym sposobem przygotowania do sezonu jest chodzenie po górach, bieg i piłka nożna. Ileż to kontuzji można by się naliczyć przy okazji schodzenia z gór, czy gry w piłkę nożną. Szczególnie ta pierwsza forma to niemiłosierne katowanie naszych stawów, mięśni i ścięgien. W Niemczech nie jest to wcale najpopularniejsze. Z równym powodzeniem stosuje się trening na rowerze, na pływalni, na siłowni, czy różnego rodzaju obwody ćwiczebne. Timo Boll biega rzadko i niechętnie, ale za to bardzo chętnie korzysta z roweru. Dosyć chyba mamy kontaktu w tenisie stołowym z twardym podłożem? Po co jeszcze to dokładać w treningu ogólnorozwojowym, jeśli można inaczej? Inny stereotyp: trening szybkości stosuje się w ostatniej fazie przygotowań do ważnych zawodów. W Niemczech właściwie każdy trening rozpoczyna się treningiem szybkości w różnych formach i metodach. Następny stereotyp: trening kończy się rozciąganiem, stretchingiem. W Niemczech jak wspominałem rola rozciągania jest minimalizowana lub w ogóle pomijana. Trening natomiast z reguły kończy się siłą specjalną w różnych odmianach i formach. Wprowadzane są też, co rusz nowinki: trening balansu, trening gry w nierównowadze, trening siły specjalnej w ciekawych formach itd. Można, by tu mnożyć, ale nie o to chodzi. Jaki jest przepływ informacji o najnowszych trendach w tenisie stołowym w Polsce? Jaki w ogóle jest przepływ informacji i wiedzy pomiędzy górą i dołem? Jakie możliwości ma instruktor - zapaleniec dowiedzenia się czegoś? Te parę kursów i Jurek Grycan nie wystarczą. Aha zapomniałem - jeszcze jest nasz portal, który jako jedyny i to za darmo przekazuje wiedzę. Ciekawe kiedy mi zaproponują za to pieniądze? Może PZTS podpisze z naszym portalem umowę lub rozpisze grant? Ok, żarty na bok. Pytanie końcowe do tej części wreszcie: jakie są dowody, że obecny polski system szkolenia gwarantuje, że co jakiś czas wychowamy zawodnika, czy zawodniczkę na miarę czołówki Europy w kategorii seniorów? Pytanie właściwie retoryczne, bo od dziesięcioleci (od czasów Lucka Błaszczyka) żadnego wartościowego gracza się nie dochowaliśmy. Nie liczę tu - przy całym szacunku dla dokonań - zawodników chińskiego pochodzenia. Nasze Katarzyna Grzybowska, czy Natalia Partyka szkolone od kilkunastu lat centralnie dopiero teraz tak naprawdę dochodzą do tego, co Solja, czy Winter wiedzą od lat. Szkopuł tylko w tym, że te dwie ostatnie mają jeszcze przed sobą kilkanaście lat międzynarodowej kariery. Może więc zastanowić, co robimy źle? Może zorganizować pinpongowy stół z wybitnymi zawodnikami, trenerami i działaczami z Polski i świata, by się zastanowić, co robić by było lepiej? Niech to zaowocuje filmem szkoleniowym, broszurą szkoleniową i niech pójdzie do każdego trenera w Polsce. Bo tak to dzisiaj wygląda, że każdy kolejny trener kadry coś tam po swojemu dziubie i myśli sobie może wypali? Pytanie następne: z kim są konsultowane kierunki szkolenia naszych kadrowiczów od samej góry aż po kadry wojewódzkie i kluby? Czyż nie powinna to być osoba z wynikami i doświadczeniem międzynarodowym nie uwikłana w rodzime zależności? Na moim egzaminie trenerskim A Lizenz w Niemczech jedno z pierwszych pytań Szefa Wyszkolenia Niemieckiego Związku brzmiało: najnowsze trendy w kobiecym i męskim tenisie stołowym. Teraz sobie myślę, że gdybym na zadane pytanie dobrze nie odpowiedział, to byłoby po przysłowiowych ptakach. Taka wiedza podstawa dla trenera z ambicjami. Przeczytałem dzisiaj ciekawy artykuł o systemie oświaty w naszym kraju. Postawiono tam ciekawą tezę, że wobec coraz mniejszej ilości dzieci w klasach warto wreszcie zreformować polskie szkolnictwo. Mniejsze klasy, większa indywidualizacja, inwestowanie w najlepszych nauczycieli, uczenie kreatywności, a nie wiedzy podręcznikowej, budowanie etosu zawodu nauczyciela itd. Posłużono się przykładami z kilku państw, gdzie to wszystko świetnie funkcjonuje, a uczniowie wygrywają międzynarodowe konkursy. Słowem - autorzy teksu dowodzą, że bez dobrze wykształconych elit intelektualnych nigdy nie będziemy zdążać w dobrym kierunku. Czyż teraz nie ma takiego czasu również dla polskiego tenisa stołowego? Zbyszek Stefański
|