Na początek roku Print
Written by Zbyszek   
Sunday, 19 January 2014 13:58

 Będzie to kilka rozważań dotyczących tenisa stołowego. Wszystkim nam zależy, żeby dyscyplina rozwijała się i byśmy byli świadkami sukcesów. Zależy i mi. 



 

Zastanawiam się, co zrobić, żeby z tenisem stołowym było lepiej. Co to znaczy, że ma być lepiej. I czy lepiej w ogóle być może.

 

Lepiej znaczy widowiskowo. 

 Większość z takim podejściem się zgodzi. Już jakiś czas temu władze ITTF podjęły działania dotyczące poprawy widowiskowości. Pierwsze ruchy były bardziej kosmetyczne. Stoły przestały być zielone, zrobiło się bardziej kolorowo. Czerwona wykładzina zastąpiła parkiet. Nawet piłka nie musiała być biała.

 

 Kolejnym krokiem do lepszej czytelności gry było zwiększenie piłeczki. Sama emocjonowałam się nieco wolniejszą piłką. Trzeba jednak powiedzieć, że wszystkie działania nie przyciągnęły sponsorów, wielkich pieniędzy i tenis stołowy nie zagościł w telewizji jak to robi bogatszy brat czyli tenis ziemny. I tutaj pojawia się ważne (przynajmniej dla mnie) pytanie:

 

Czy musimy się ścigać o pieniądze i sponsorów? 

 Może powinniśmy przyjąć i przyzwyczaić się do myśli, że tenis stołowy mimo wszystko jest dyscyplina dość niszową. To że jedno państwo podnosi statystyki nie może tak naprawdę świadczyć o popularności tenisa stołowego na świecie. Pozostaje nam więc budowanie formy tenisa stołowego jako sportu sprawiającego przyjemność dla nas samych. W jednym z artykułów Krzysztof Piwowarski pisał, że mu przynajmniej zostanie tenis stołowy jako narzędzie do rehabilitacji. Pewnie świadomość tego, że zajmujemy się sami sobą nie wszystkich będzie satysfakcjonować. Znajdzie się grupa ludzi, dla których brak przekazu telewizyjnego i zainteresowania mediów to za mało. Czy jednak gdy ktoś ma taką świadomość sytuacja tenisa stołowego choć w minimalny sposób się zmienia? Raczej nie. Cały czas jesteśmy dyscypliną dość amatorską, w tym rozumieniu, że do profesjonalizmu, a więc i pieniędzy w tenisie stołowym jest nam bardzo daleko.

 

Wszystkie ograniczenia. 

 Zastanawiam się, czy na przykład zakazy stosowania klejów do czegoś (znaczy do poprawy) doprowadziły. Żeby była jasność stosowanie zasady „fair play” i jasne reguły powinny obowiązywać wszystkich. Z drugiej strony, jeżeli klejenie na mokro, sucho, pachnąco czy jakkolwiek inaczej prowadziło do czerpania przyjemności z gry, to czy tego należało zakazywać.

 

Popularna rakieta. 

 Mamy kilka sportów rakietkowych. Wszystkie bardzo lubię. Tenis ziemny, stołowy, badminton i squash. Popularna, przyciągająca sponsorów, kibiców, najczęściej oglądana jest jedna. To tenis ziemny. Nie specjalnie chce mi się pisać o ping pongu, jako dyscyplinie autonomicznej, który się pojawiał na stronach internetowych, bo poziom tych zmagań i jakość widowiska jest bardzo kiepska. Niekwestionowany prym wiodą osoby wywodzące się spod największej rakiety jak Nadal, Djokovic, Williams czy Radwańska. Nie widzę szans, aby tenis stołowy mógł zbliżyć się do tenisa ziemnego. Świat sportowy ułożył własną hierarchię i tenis stołowy nie znajduje się w niej zbyt wysoko.

 

 Dużo bardziej, przynajmniej moim zdaniem, widowiskowy badminton też ma małe szanse na osiągnięcie znaczącej popularności. Można się do takiej myśli przyzwyczaić, bądź próbować zmienić status quo. Chęć zmian czyli dążenie do traktowania tenisa stołowego na równi z ziemnym w mojej ocenie jest skazana na niepowodzenie. Życzyłabym sobie i innym, abym bardzo się myliła w swoich przewidywaniach. Niezbędne, żeby zwiększyć popularność jest zwolnienie gry i uczynienie jej bardziej czytelną. Czy jest to warunek sine qua non i cokolwiek może zapewnić? Tego sama nie wiem. Inna przywoływana przeze mnie dyscyplina, jaką jest squash jest wolniejsza, wymiany dłuższe, piłka ma mniejszą rotację, a nie wpływa to na zainteresowanie tym sportem. Gdybym była szefową ITTF, doprowadziłabym do zwolnienia gry chociażby poprzez podniesienie siatki.

 

Sukces.  

Warto zastanowić się, co może spowodować ukłon mediów w naszą stronę. Odpowiedź jest banalnie prosta: sukces. Tak się stało w przypadku skoków. Casus Adama Małysza potwierdza zasadę, że sukces przyciąga. Co ciekawe w pewnym momencie skoki stały się niemal sportem narodowym, mimo że to wyjątkowo nudna dyscyplina. Gwarancja emocji związana z Małyszem przyciągała jak magnes. Czy tenisiści stołowi mogą stworzyć widowisko dające emocje i przyspieszone bicie serca? Obecnie nie ma takiej możliwości, gdyż poziom naszych zawodników jest zdecydowanie za niski.

 

Droga do sukcesu. 

 Przeprowadzono wiele dyskusji dotyczących popularyzacji dyscypliny. Marek Przybyłowicz chcąc zostać prezesem PZTS napisał program rozwoju dyscypliny, o którym szybko zapomniał. Wojciech Waldowski takiego programu ani pomysłu chyba nawet nie miał. To dość przykre. Na szczęście pojawiają się przemyślane i rozważne głosy mówiące o zmianach. Ciekawe były uwagi Marka Chrabąszcza dotyczące rozgrywania turniejów. Łatwo rozróżnić dwie opcje. Pierwsza odnosząca się do organizacji zawodów tenisowych. To szeroko rozumiana reforma rozgrywek. Druga dotycząca szkolenia. Zwolennicy pierwszego rozwiązania twierdzą, że dobrze zorganizowane widowisko, czy to będzie liga, czy turniej, powininno przyciągać kibiców. Orędownicy szkolenia mówią: postawmy na szkolenie, bo dobrze wyszkolony zawodnik to sukces, który jest magnesem.

 

Tenisowy Małysz. 

 Skłaniam się oczywiście do skupienia się na szkoleniu. Tylko wieloletnia praca z dziećmi może doprowadzić do tego, że pojawi się tenisowy Małysz, który może odmienić postrzeganie naszej dyscypliny. Nie osiągniemy popularności tenisa ziemnego. Z wyszkolenia zawodników możemy jednak jako kibice czerpać niebywałą przyjemność. Leszek Kucharski grał w finale Mistrzostw Świata. Andrzej Grubba w finale Mistrzostw Europy. Towarzyszyły temu wielkie emocje, których przeżywania wszystkim życzę.

czytelniczka portalu