Czytelniczka pisze |
Written by Zbyszek | |||||||||||||
Saturday, 07 February 2015 20:03 | |||||||||||||
OKRĄGŁY STÓŁ Jestem bardzo sceptyczna co do pomysłu okrągłego stołu. Wynika to stąd, że zmienić marazm w polskim tenisie stołowym mogą władze PZTS. Żeby zmieniać, trzeba startować w wyborach. Najpierw z województwach, potem na ogólnopolskim zebraniu wyborczym, by bić się o fotel prezesa i funkcje w zarządzie. To są miejsca do zmian, a nie miejsca przy okrągłym stole. Paradoksalnie jednak, być może oddolna inicjatywa może pozytywnie wpłynąć na naszą dyscyplinę.
Ibiz
Oby
nie miał racji internauta Ibiz. Jego myśl, w dużym uproszczeniu można streścić
w zdaniach mówiących o tym, że Zbigniew Stefański „bije pianę”, jego pomysły
często ubierane w piórka prawd objawionych, niewiele lub nic nie wnoszą do
tenisa stołowego. Za to niezwykle ceni Stefańskiego jako trenera.
Nie sposób nie zgodzić się z Ibizem, którego, tak samo
jak mnie, razi nieco arogancki ton (choć w słusznej sprawie) Zbigniewa
Stefańskiego: „daję wam czas do końca lutego”, „ spośród Was
musi się wyłonić grupa osób, które nasze idee wypracowane (na
konferencji?) będzie wprowadzała w życie”. Czemu razi taki sposób postawienia
sprawy? Ponieważ Zbigniew Stefański nie wpływa na postęp w polskim tenisie
stołowym. To, że leży mu na sercu dobro tenisa, nie znaczy ze jest autorytetem,
który ma stawiać warunki.
Jasne, że szlachetne i wartościowe jest prowadzenie portalu,
który pobudza do myślenia, motywuje do pracy czy dla wielu osób jest niemal
codzienną lekturą. Ale to już inna opowieść. Na razie rozważamy problem
„okrągłego stołu”, czy szerzej rzecz ujmując poprawy w tenisie stołowym.
Jaka poprawa?
Na
początku musimy zastanowić się, co chcemy osiągnąć. Część czytelników i
przodujący Krzysztof Piwowarski, a właściwie Krzysztof Piwowarski i część
czytelników chce poprawy przez jakość i organizację widowiska. Druga grupa, do
której ja się zaliczam, mówi o szkoleniu. I jedna, i drugie opcja ma swoje
racje, które były wielokrotnie wymieniane, więc nie będę ich powtarzać.
Pozostaje jednak, drugie, kluczowe pytanie: jak to zrobić? W mojej ocenie zarówno
Wojciech Waldowski i Marek Przybyłowicz, nie znają i nie znajdą odpowiedzi na
pytanie o postęp. Ważniejszy wydaje się być postęp w ich portfelach. W związku
z tym możemy się zastanawiać, czy im pomóc? Inaczej mówiąc, czy zamiast
zwoływać „okrągły stół” Zbigniewa Stefańskiego powinniśmy wpłynąć na
organizację takiego forum przez PZTS? Odpowiedź jest niezwykle trudna, bo nie
wiadomo, czy PZTS zasługuje na taką pomoc. Jak na razie to PZTS ma możliwości
zmian, reform i postępu. Czy Stefański, Piwowarski, Czapski mogą dokonać
przełomu? Wyobraźmy sobie, że „okrągły stół” został zwołany. Następnie odbył
się. I co dalej? Czy bez współpracy z PZTS można osiągnąć zmiany?
Ireneusz Kanabrodzki
Dokonał
brutalnej oceny rządzących polskim tenisem stołowym. Stwierdził, że od wielu
lat nie było dobrych organizatorów. Nie było ludzi z wizją, mających ambitne
cele. Byli ludzie dość prości, w tym znaczeniu, że tylko wydawali państwowe
pieniądze z dotacji przeznaczonych na związek.
I ja się z tą oceną w pełni zgadzam.
Zmarnowana szansa
Był
jeden moment, gdzie zabrakło wspominanej wyżej wizji. Niebagatelnym sukcesem
finansowym okazały się organizowane w Gdańsku Mistrzostwa Europy. Pojawiała się
spora nadwyżka finansowa. Co z tego, skoro nikt nie miał pomysłu, ambitnych planów,
jak tę nadwyżkę zagospodarować. Fakt, inwestowano w wyjazdy zawodników na
większą ilość zawodów, co było główną zasługą ówczesnego wiceprezesa ds.
sportowych. Był to jakiś pomysł, choć nie końca się sprawdził. Wynikało to
bardziej ze słabości zawodników niż z czegokolwiek innego. Zamiast w wyjazdy
trzeba było wówczas inwestować w szkolenie.
Mój plan
Swego
czasu pisałam o tym. Pozwolę sobie przypomnieć mój sposób na postęp w tenisie
stołowym.
Ogłosić konkurs na szkolenie. Wyłonić np. 20
instruktorów. Zlecić prowadzenie treningów tenisa stołowego. Weryfikacją
powinno być to, że każdy z opłacanych przez PZTS instruktorów ma obowiązek
wystawić na turniej wojewódzki 10 zawodników. Co to oznacza? Otóż, objęcie
szkoleniem 200 dzieci. PZTS powinien się skupić na budowaniu systemu, w którym
szkolone są dzieci. Bez ich dopływu będziemy się cieszyć co najwyżej kilkoma
brązowymi medalami Mistrzostw Europy. Program powinien być wieloletni. Na
początek proponowałabym stawkę 600 zł za miesiąc pracy instruktora. Treningi
powinny się odbywać dwa razy w tygodniu w wymiarze 60, 90 minut.
Z
prostego wyliczenia wynika, że roczny koszt projektu wynosi 120 tys. złotych.
Za tę sumę możemy objąć szkoleniem 200 dzieci. Moim zdaniem warto.
Ktoś
może zarzucić, że pokazuję tylko koszty wynagrodzenia, bez dodatkowych
pieniędzy na finansowanie grup. Odpowiadam, dlaczego. W dużym stopniu wyczerpał
się system naboru do klubów sportowych. Dzieci nie przychodzą na treningi. Nie
ma więc kogo szkolić. Trzeba temu jakoś zaradzić. To jest wielki problem, jaki
musimy rozwiązać. Należy wykorzystać nauczycieli, którzy wcześniej uprawiali
tenis stołowy. Takich osób jest naprawdę sporo. Jedocześnie nauczycieli należy
obarczyć odpowiedzialnością za zorganizowanie warsztatu. Nauczyciel ma pójść do
dyrektora szkoły i wywalczyć możliwość bezpłatnego korzystania z sali
gimnastycznej. Myślę, że motywacja w postaci 600 złotych będzie mobilizować
nauczycieli do starań o zapewnienie miejsca do treningu. Pragnę zaznaczyć, że
oferta PZTS powinna być skierowana do nauczycieli, mających zawodniczą
przeszłość. Jest to jeden ze sposobów na to, by uprawiający wcześniej tenis
stołowy mogli przekazywać swoją wiedzę. Wyszkolenie instruktora niegrającego
wcześniej wydaje się być zadaniem bardzo trudnym. Mamy w Polsce spory potencjał
szkoleniowy i powinniśmy go wykorzystywać. Mimo że pracuję w małej,
kilkunastotysięcznej miejscowości, gdzie tenis stołowy nie ma szczególnych
tradycji, bez problemów potrafiłabym znaleźć kilka osób do proponowanego przez
mnie programu.
W podobny albo taki sam sposób można nagradzać
instruktorów i trenerów na co dzień pracujących w klubach. Objąć pomocą
finansową np. tych instruktorów bądź trenerów, którzy przyjeżdżają na turnieje
ogólnopolskie z dwoma wychowankami w czołowej 16.
Zamiast wydawać pieniądze na audyty,
lepiej inwestować w nauczycieli, którzy będą szkolić dzieci.
Należy poza tym pisać projekty do Ministerstwa
Sportu lub innych instytucji. Starać się o granty i dofinansowanie. Pracownicy
biura lub zarząd powinni być rozliczani w prosty sposób: ile powstało
programów, ile dostało dofinansowanie.
Waldemar Czapski
Pokazał,
jak się zdobywa władze: „Wystarczy przejechać się po klubach, wypić pół litra z
prezesami, obiecać stół czy laptopa i spokojnie czekać na głosowanie”.
Jednocześnie pokazał, że o kształcie tenisa stołowego w Polsce decyduje prezes
i zarząd. Nie ambitny Zbigniew Stefański, nie grupa zapaleńców. Kto wie, może
to jest sposób na postęp.
Mam wrażenie, że diagnoza Waldemara
Czapskiego jest podobna do mojej. Te same osoby od wielu lat decydują o
kształcie tenisa stołowego w Polsce. I nie są to ludzie wymarzeni do kierowania
organizacją sportową. Jeżeli jednak trzeba pić wódkę i obiecywać laptopy, to
Stefański, Czapski, Piwowarski powinni to robić, żeby zrealizować swoje ambitne
cele, a nie „bić pianę”, co zarzuca im Ibiz.
Krzysztof Piwowarski
„Idea odbycia okrągłego
stołu jest być może słuszna, ale:
Nic
dodać, nic ująć. Także Piwowarski zastanawia się nad tym, kto i o czym będzie
rozmawiać przy „okrągłym stole”.
Podoba mi się, że felietonista
„Time-out” podchodzi do tematu tenis stołowy holistycznie. Dlatego nasuwa mi
się jedna dygresja. Nie tak dawno Justyna Kowalczyk pisała w „Gazecie
Wyborczej”, że Norweżki poprzez dominację zabijają narciarstwo. Co w takim
razie ma powiedzieć tenisista stołowy np. z Europy, który ma w perspektywie
konfrontację z dziesiątkami czy setkami Chińczyków?
Jak zmieniać?
Nie
sądzę (choć życzę jak najlepiej), żeby „okrągły stół” mógł coś zmienić.
Sukcesem byłoby doprowadzenie do spotkania ludzi, dla których tenis stołowy to
ważna część życia. Jeszcze raz powtórzę, że zmian można dokonać po objęciu
władzy. Trzeba przygotować grunt pod to, aby we władzach znalaźli się ludzie
ambitni, ludzie z wizją. Na dzień dzisiejszy nie widzę jednak innego sposobu,
jak to, co w niezwykle wyraziście pokazał Waldemar Czapski. Dlaczego nie ma
zmian? Ponieważ zarządy związków wojewódzkich to z niewielkimi wyjątkami bliska
kopia tego, co było cztery lata wcześniej i jednocześnie kalka zdarzeń sprzed
lat ośmiu. Wciąż ci sami ludzie decydują o polskim tenisie stołowym. Ich
usprawiedliwieniem jest brak dopływu młodych. Gdy „okrągły stół” wypracuje
strategię podobną do tej, jaką realizował Marek Przybyłowicz, może być dobrze. Oczywiście,
można powiedzieć, że jego działania nie zakończyły się sukcesem, bo nie wygrał
wyborów na prezesa. A Wojciech Waldowski, którego plan był dość żałosny,
osiągnął swój cel i został szefem PZTS. Trzeba oddać Przybyłowiczowi, że jego
nieco pozytywistyczna działalność (Internet, działalność w organizacji
weteranów, działalność w warszawskim związku) pozwoliła osiągnąć status być może najbardziej
wpływowej osoby w tenisie stołowym.
Żeby zmieniać, trzeba znaleźć osoby
chcące startować w wyborach do związków wojewódzkich. Następnie walczyć o mandaty,
które zezwalają na wybór prezesa i pozwalają zajmować miejsca w zarządzie. Dlatego nadrzędnym celem „okrągłego stołu” powinno być
znalezienie grupy osób, które w przyszłości będą mogły działać lepiej niż
obecne władze. Komentarz: cieszę się, że portal staje się miejscem do wymiany myśli intelektualnej polskiego tenisa stołowego. To było jedno z moich marzeń, które zdecydowały u zarania o powstaniu www.time-out.pl. Do czytelniczki - jeśli ktoś odbiera mój tekst jako nieco aroganckiego to nie o to mi chodziło i za to przepraszam. Ale droga czytelniczko polski tenis stołowy potrzebuje prawdziwego lidera, który nie będzie przepraszał, że żyje. Potrzebuje lidera, który nie będzie się brał wziąć odpowiedzialności za podejmowane decyzje. Ja nim nie będę z wielu powodów. Mogę jednak pomóc w wielu sprawach, bo potęga internetu jest wielka. Pokazał to Marek Przybyłowicz, który potem bardzo szybko zapomniał o wielu sprawach. Idea konferencji może być jednym z pomysłów. Jednak konkluzja ostateczna powinna być jedna i nieodwołalna - wszyscy niezadowoleni idźcie do wyborów i zagłosujcie na innych, młodych, lepszych.
|