11. rocznica śmierci Andrzeja Grubby - wspomnienia o Mistrzu Print
Written by Zbyszek   
Friday, 22 July 2016 07:17
21. lipca mija 11 lat od śmierci legendy polskiego tenisisty stołowego Andrzeja Grubby. W kolekcji ma tylko jeden złoty medal mistrzostw Europy. Na koncie wiele krążków z mistrzostw świata i Starego Kontynentu. W jego bogatej kolekcji brakuje medalu z igrzysk olimpijskich. Mimo tego Andrzej Grubba czuł się spełnionym sportowcem. To dla niego ludzie przychodzili do hal, oglądać tenis stołowy. Wszyscy go znali, pamiętali i lubili. Był fenomenem, dumą Pomorza. Prawdziwym czarodziejem pingpongowej rakietki.


Wspomnienia o Andrzeju Grubbie (lata 2001-2007) Podgląd pliku

Diagnoza jak wyrok

W 2004 roku, po blisko 20-letnim pobycie w Niemczech, zdecydował się powrócić do Sopotu wraz z żoną Lucyną i synem Maćkiem. Z decyzją tą czekali do momentu, kiedy drugi z synów - Tomek - zda maturę. Karierę sportową zakończył sześć lat wcześniej, mając 40 lat. To było wielkie wydarzenie w polskim sporcie. Kiedy wrócił do Polski, pełnił funkcję dyrektora sportowego Polskiego Związku Tenisa Stołowego. Był także członkiem władz Międzynarodwej Federacji Tenisa Stołowego (ITTF). Jednak dzień 4 października 2004 roku wiele zmienił w jego życiu.

- Ten dzień będę pamiętał do końca życia - powiedział Andrzej Grubba kilka miesięcy później, w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej". - Żona, słysząc mój kaszel, namówiła mnie, bym zrobił rentgen klatki piersiowej. Słowa lekarzy zabrzmiały jak wyrok. Z kilkoma groźnymi przeciwnikami grałem, ale z takim jeszcze nie walczyłem.

Grubba zmagał się z nowotworem płuc. Był jednak pełen nadziei, że i z tego pojedynku, jak z wielu innych przy pingpongowym stole, wyjdzie zwycięsko.

- Mąż był alergikiem, nosił pas alergiczny, przedłużał się jego okres kaszlu, co nas zaniepokoiło, a chyba nawet bardziej mnie, niż Andrzeja. Niemieccy lekarze dawali mu medykamenty na alergię. Wreszcie wysłałam Andrzeja na kolejne badanie i wtedy usłyszeliśmy diagnozę. Zaledwie dwa miesiące po powrocie do Polski mąż rozpoczął najważniejszy pojedynek swego życia - wspominała żona Lucyna, która w przeszłości była reprezentantką Polski w piłce ręcznej.

Grubba, po uzgodnieniu z lekarzami z Akademii Medycznej w Gdańsku, skonsultował diagnozę i sposób leczenia z instytutami onkologicznymi w Stanach Zjednoczonych i Niemczech. Stan był już zbyt zaawansowany... Najlepszy w historii polski tenisista stołowy zmarł rankiem 21 lipca 2005 roku, w swoim mieszkaniu w Sopocie. Miał zaledwie 47 lat.

- Andrzej do końca żył tenisem stołowym. Jeszcze dzień przed śmiercią zasiadł przed komputerem, by sprawdzić w internecie wyniki mistrzostw Europy juniorów. Akurat wtedy byłem trenerem kadry - wspomina Leszek Kucharski, przyjaciel Grubby i partner w grze podwójnej. Razem zdobywali wiele medali mistrzostw Europy i mistrzostw świata.

Praworęczny mańkut

Zanim trafił do tenisa stołowego, Grubba - jak każdy młody chłopak - uganiał się za piłką. Wychowywany na Kociewiu w Brzeźnie Wielkim i Zelgoszczy, nie gardził też piłką ręczną i biegami. Był mańkutem, ale kiedy po raz pierwszy chwycił rakietkę tenisową, wziął ją do prawej ręki. I tak już zostało. Szybko zakochał się w ping-pongu. Najpierw ogrywał brata Jerzego, a potem już rywali w rozgrywkach ligowych, reprezentując barwy Neptuna Starogard Gdański. Tam wypatrzyła go mama Leszka Kucharskiego, która postanowiła ściągnąć 15-letniego Grubbę do AZS Uniwersytet Gdański. W 1979 roku po raz pierwszy został mistrzem Polski, pokonując w finale innego znakomitego zawodnika, Leszka Kucharskiego.

- To był prawdziwy wzór sportowca. To był chłopak ze wsi, który był szalenie ambitny. Ta jego niesamowita ambicja doprowadziła go na światowy szczyt. Nie lubił przegrywać, zresztą podobnie jak ja. Dlatego bardzo dobrze się stało, że graliśmy razem, bo z tej rywalizacji zrodził się sukces. To był właśnie klucz do naszego sukcesu - powiedział Kucharski w rozmowie z serwisem internetowym Eurosport.Onet.pl.

Przebojem wdarł się do światowej czołówki

W 1982 roku Grubba wywalczył swój jedyny złoty medal na imprezie międzynarodowej. Został - wraz z Holenderką Bettiną Vriesekoop - mistrzem Europy w grze mieszanej. Po raz pierwszy w historii tej imprezy, w Budapeszcie zabrzmiał Mazurek Dąbrowskiego. Dwa lata później, na mistrzostwach Starego Kontynentu w Moskwie wywalczył już trzy medale - srebrne w grze pojedynczej i drużynowo oraz brązowy w grze mieszanej.

Do światowej czołówki wdarł się przebojem i chyba jako jedyny stał się prawdziwym zagrożeniem dla Szwedów, którzy wówczas wiedli prym w tej dyscyplinie w Europie. Stał się jedną z polskich sensacji końcówki XX wieku. Właśnie we wspomnianej Moskwie był najbliżej indywidualnego sukcesu. W finale mistrzostw Europy stoczył fantastyczny pojedynek z Ulfem Bengtssonem. W decydującym piątym secie, przy stanie 20:20, nie zdobył się na atak, wybierając wariant bardziej asekuracyjny. Rywal natychmiast to wykorzystał. Tutaj po raz pierwszy wyszła "psychiczna słabość" Grubby. Był znakomitym technikiem, ale często zawodził w decydujących momentach. "Spalał" się przed ważnymi imprezami, dlatego trudno było wyrokować, na co rzeczywiście było go stać przed mistrzowskimi imprezami.

Wyprowadził polski tenis stołowy ze świetlic na salony

Rok 1984 był chyba najlepszy w jego karierze. Poza trzema medalami, jakie wywalczył na mistrzostwach Europy, został wybrany najlepszym sportowcem Polski w plebiscycie "Przeglądu Sportowego". To była dla niego jedna z najcenniejszych nagród.

- Największą przyjemność sprawiło mu zwycięstwo w plebiscycie na najlepszego sportowca za rok 1984. To wyróżnienie zawsze najczęściej wspominał. Wielkim przeżyciem były olimpiady, choć stamtąd medalu nie przywiózł - mówiła po śmierci Grubby żona Lucyna.

W latach 1985 - 1989 trzykrotnie zdobywał brązowe medale mistrzostw świata: drużynowo, w grze podwójnej i pojedynczej. Nie na darmo Bogdan Latuszkiewicz w "Alfabecie tenisa stołowego" napisał o Grubbie: "ten, który wyprowadził polski tenis stołowy ze świetlic na światowe salony".

W 1985 roku wygrał też prestiżowy turniej TOP-12. W tym samym roku zmienił barwy klubowe, przenosząc się do TTC Zugbruecke Grenzau, z którym wywalczył dwa razy Puchar Europy.

Niespełnione marzenie

Grubba bawił ludzi długimi wymianami, będąc daleko od stołu, często przerzucając rakietkę z lewej do prawej dłoni. Potrafił, z nudnego dla wielu tenisa stołowego, stworzyć spektakl, w którym uczestniczyli także kibice. Grubba był niezłomnym, unikalnym sportowcem. Zajął się zupełnie niszową w jego czasach dyscypliną sportu, jaką był tenis stołowy i przyczynił się do tego, iż sport ten zyskał wielką popularność. Wielkie sukcesy połączone z jego sposobem bycia przy stole pingpongowym, jak i poza nim, sprawiły, że Polacy pokochali tenis stołowy.

Grubba miał jedno wielkie marzenie, które nigdy się nie ziściło. Chciał zostać medalistą igrzysk olimpijskich. Akurat jego sukcesy zbiegły się w czasie z awansem tenisa stołowego do rodziny dyscyplin olimpijskich. Grubba wziął udział w igrzyskach w Seulu, Barcelonie i Atlancie. Najbliżej sukcesu był w 1988 roku. Wówczas w grze podwójnej, wraz z Leszkiem Kucharskim, dotarli do ćwierćfinału. W nim grali z Chińczykami, przy których Polacy byli amatorami. W decydującym, trzecim secie widniał wynik 19:19. Grubba z Kucharskim byli o dwie piłki od medalu, ale nie udało się. W tym samym roku Andrzeg Grubba został za to jedynym dotąd polskim triumfatorem Pucharu Świata.

Przegrał najważniejszy mecz

W Niemczech, gdzie mieszkał przez blisko 20 lat, był prawdziwą gwiazdą. Kiedy zakończył karierę w 1998 roku, został trenerem w TTC Zugbruecke Grenzau. Niemcy proponowali mu nawet obywatelstwo kraju, ale Grubba tak stanowczo odrzucił tę ofertę, że już więcej temat nie był podejmowany.

W roku, w którym nasz znakomity tenisista stołowy, nazywany czarodziejem rakietki, kończył karierę sportową, ukazała się autobiografia pt. "Andrzej Grubba - ostatnia piłka". W niej pozwolił sobie na trochę szczerości.

- Byłem wiejskim chłopakiem, który ze świetlicy przeprowadził się do najdroższych hoteli na świecie, który mógł poznać świat od jego lepszej strony - pisał. - Nie mogłem nawet o tym pomarzyć jako nastolatek, wracając wieczorem zatłoczonym autobusem ze Starogardu Gdańskiego do Zelgoszczy. Wygrywałem wiele meczów, więcej niż każdy z moich sławnych rywali, a jednocześnie nie wygrałem żadnej z tych strasznie ważnych imprez, o których się mówi, że dopiero one tak naprawdę nobilitują sportowca.

- Nie wygrałem ani igrzysk olimpijskich, ani mistrzostw świata, przegrywałem mistrzostwo Europy. Na całym świecie nie udało mi się pokonać tylko jednego przeciwnika - Chińczyka Ten Yi. Całą resztę miałem "na rozkładzie". Nie wypadłem z pierwszej światowej dziesiątki przez ponad 10 lat i gdybym się uparł, to mógłbym jeszcze pojechać na igrzyska do Sydney...

Grubba był wzorem zawodnika i człowieka. Przy stole był prawdziwym dżentelmenem. W swojej dyscyplinie był wirtuozem i na pewno jedną z najbardziej pozytywnych postaci w historii polskiego sportu. Choć dzielnie walczył, to jednak przegrał swój najważniejszy mecz. I to w momencie, kiedy zaczynał nowy rozdział w życiu - działacza sportowego.

Źródło: pzts.pl