Rozmowa z Jerzym Grycanem o odbywającym się właśnie
seminarium szkoleniowym w Warszawie.
Zbyszek Stefański: Jurek jakie są twoje dotychczasowe
wrażenia po odbytych już dwóch częściach seminarium?
Jurek Grycan: Wspaniała atmosfera, wartościowi ludzie,
ciekawe tematy tak w skrócie określiłbym moje wrażenia.
Z.S: Co ci szczególnie zapadło w pamięci?
J.G: Jestem pod wrażeniem wykładu Jerzego Dachowskiego. To
człowiek, który od przeszło 30 lat pełni ważne funkcje w polskim sporcie. Jego
ogromna wiedza i doświadczenie zrobiły na mnie duże wrażenie. Na pewno wiele
wniosły w treść naszego seminarium wystąpienia zagranicznych gości. Bardzo
cenne i wartościowe w treści okazały się także wystąpienia rodzimych trenerów i
działaczy. Krótko mówiąc każdy wniósł coś innego, niepowtarzalnego. Zresztą
będzie się o tym można przekonać. Po seminarium ukażą się materiały
szkoleniowe.
Z.S: Kogo z zaproszonych osób zabrakło?
J.G: Jestem trochę rozczarowany odmową udziału w seminarium
naszych czołowych dystrybutorów sprzętu do tenisa stołowego w Polsce. Jerzy
Klinger (Modest), Wojciech Waldowski (Agasport), Adam Giersz (Gasport) nie
pojawili się mimo wcześniejszych zapowiedzi. Dwaj pierwsi powiadomili mnie o
swoich decyzjach. Natomiast Adam Giersz mimo publicznej deklaracji udziału w
seminarium nawet nie raczył mnie poinformować o zmianie decyzji. Zabrakło mi w
tym wszystkim klasy.
Z.S: Jak przebiegały przygotowania do tego przedsięwzięcia?
J.G: To miesiące przygotowań. W ostatnich 4 tygodniach
przewertowałem ok.1000 stron dokumentów, przepisów i regulaminów. Odbyłem wiele
spotkań niezbędnych do uzyskania akceptacji wielu urzędów i instytucji. Cieszę
się, że PZTS pomogło mi w tych zmaganiach. O wielu sprawach decydował też pan
Janusz Kusiński, który z urzędniczą dokładnością wymagał ode mnie załatwienia
wielu spraw. Choć trwało to tak długo dopiąłem swego. Mam jednak nadzieję, że
przy następnych tego typu seminariach nie będzie to tak długotrwałe i męczące.
Z.S: Jak z frekwencją na seminarium?
J.G: Podejrzewam, że gdybym więcej zajmował się marketingiem
i promocją, a nie nużącymi sprawami urzędowymi to chętnych byłoby o wiele
więcej. Jestem jednak i tak zadowolony. Za każdym razem jest ok.30-40 osób.
Gdyby nawet tylko część z nich zaczęła pracować w swoich lokalnych
społecznościach zgodnie z ideą integralnego tenisa stołowego to byłby to już
duży postęp w pracy szkoleniowej w naszym kraju.
Z.S: Czy wierzysz, że takie akcje zmienią coś w Polsce?
J.G: Oczywiście, im więcej ludzi będzie z wyniesioną stąd
wiedząpracować to tym więcej będzie
chciało mieć większy wpływ na to, co się dzieje w polskim tenisie stołowym.
Z.S: Dziękuję za rozmowę
J.G: Ja również.
Komentarz: Szkoda, że ci, którzy rządzili lub rządzą polskim
tenisem stołowym nie znaleźli czasu na podróż do Warszawy. Są przecież trzy
terminy w odstępach tygodniowych. Tym bardziej, że budując swoje finansowe
imperia i wpływy mają coś do zawdzięczenia dysyplinie, która ich wypromowała.
I jeszcze jedna rzecz. W toku całej rozmowy Jurek nie
wspomniał nic o swoich świetnych (a wiem to od uczestników seminarium)
wystąpieniach na seminarium. Ciągle koncentrował się na innych. Nie trzeba być
najważniejszym, by być najważniejszym.