Home Rozmówki Lucjan Błaszczyk odpowiada na pytania czytelników

Sklep

MSTS"Stefanski"

 

 

Lucjan Błaszczyk odpowiada na pytania czytelników PDF Print E-mail
Written by Ivo   
Wednesday, 02 July 2008 10:49

Poniżej publikujemy pierwsze sześć pytań jakie nasi czytelnicy zadali Lucjanowi Błaszczykowi i odpowiedzi na nie. W sumie zadaliśmy Luckowi 26 pytań, na wszystkie pytania Lucek odpowiedział z przyjemnością i wyczerpująco, wszystkie mu się podobały, żałował, że nie wziął z sobą 26 koszulek.

Koszulkę z nazwiskiem i autografem Lucjana Błaszczyka otrzyma Pati. Serdecznie gratulujemy, a wszystkim, którzy wzięli udział w naszej akcji bardzo dziękujemy! Odpowiedzi na kolejne pytania – już jutro.


 Image

Daniel: Kto był Pana największym idolem, gdy zaczynał Pan grać w tenisa stołowego i jakie było wtedy Pana największe sportowe marzenie?

 

Lucjan Błaszczyk: Z tego co sobie przypominam, bo to już dawno było – moim idolem był Jean Phillipe Gatien, z tego względu, że ja starałem sie grać bardzo szybko za młodu i bardzo agresywnie, a on prezentował właśnie taki styl. Poza tym bardzo imponowała mi u niego strona psychiczna. Phillou był zawsze wyciszony, spokojny i pewny siebie. Później miałem okazję go poznać, grać z nim wielokrotnie, wygrałem z nim w Sydney na IO o 16. Ta dynamika w grze i spokój podobały mi się również u Petera Raftera, tenisisty ziemnego, którego też bardzo chętnie oglądałem, a który niestety szybko skończył karierę.

 

emator: Co sprawiło, że zaczął Pan grać w tenisa stołowego? Może jakaś sytuacja czy osoba zachęciła Pana do uprawiania tego sportu?

 

Lucjan Błaszczyk: W moim miasteczku, we Lwówku Śląskim, zacząłem w wieku ośmiu lat trenować piłkę nożną i grałem przez 2 lata, ale zimą nudziło mi się trochę, bo nie można było grać w piłkę, akurat w tym czasie w MDK, we Lwówku zorganizowano turniej tenisa stołowego, na który poszedłem. Zająłem tam drugie miejsce i zostałem zauważony przez trenerów Czarnych Lwówek, panów Ryszarda Kowalskiego i Staszka Ugrynowicza. Oni zaprosili mnie na trening i tak zaczęła się moja przygoda z tenisem stołowym, właśnie dzięki temu miejskiemu turniejowi. Później kiedy musiałem wybrać między piłką a tenisem stołowym – wybrałem tenis. Nie wiem czy dobrze. :) śmiech

 

Michał: Dużo Pan już osiągnął w swoim życiu, ale jakie Pan ma jeszcze cele w życiu sportowym?

 

Lucjan Błaszczyk: Nie nastawiam się już na jakiś konkretny wynik, kiedyś moim marzeniem było wygrać mistrzostwa województwa, w miarę wspinania się po szczebelkach kariery stawiałem sobie coraz ambitniejsze cele, chciałem wygrać medal na MP, na ME itd. Teraz patrzę na moją grę pod względem rozwoju i moim celem sportowym jest właśnie rozwój, doskonalenie techniki, różnych uderzeń i udoskonalanie gry, siebie pod względem psychicznym – żeby być dobrze przygotowanym do poszczególnych turniejów – być odpornym psychicznie, przygotowanym na trudne sytuacje, nieoczekiwane zdarzenia, które mają miejsce podczas każdej gry. Ale marzy mi się jeszcze medal ME w singlu, bo medali z ME mam dużo – 11, ale tego singlowego mi brakuje. Blisko jego zdobycia byłem w Bremie, gdzie o medal przegrałem z Primoracem, gdzie prowadziłem 2-1 i 5-0, grało się wtedy do 21, byłem w dobrej dyspozycji, ale nie udało się. Chciałbym więc tego dokonać w ciągu tych kilku lat kariery jakie mi jeszcze zostały.

 

No Logo: W swojej karierze sportowej spotkał Pan przy stole wielu wybitnych, chińskich zawodników. Na czym polega fenomen ich gry? Zdawałoby się dynamizm nie do przezwyciężenia, będący odbiciem ich niezwykłej pasji gry. Jak wygląda ogólny portret psychologiczny chińskiego zawodnika?

 

Lucjan Błaszczyk: Z mojej perspektywy, zawodnika, który już wiele lat gra w tenisa stołowego, zauważam, że ten portret zawodnika chińskiego zmienił się w ostatnich latach. Kiedyś Chińczyków charakteryzowało to, że zawsze przyjeżdżali bardzo silną grupą, byli zamknięci na świat, nie znali języków i tworzyli z reguły hermetyczną grupę, nie mającą kontaktu z europejskimi zawodnikami. Od mniej więcej ośmiu lat, od generacji Kong Linghui i Liu Guolianga, czyli mojej generacji zaczęła się ta mentalność nieco zmieniać. Oni byli pierwszymi Chińczykami, którzy stali się bardziej otwarci, zaczęli grać w europejskich ligach, mówili już trochę po angielsku. Ta otwartość sprawiła, że są jeszcze groźniejsi, ciągle udoskonalają technikę, wiedzą jak trenować, by być coraz lepszym. Mają dużą grupę doskonałych zawodników, a do tego są otwarci, wyluzowani i nie są już tak zastraszeni jak przed kilkoma laty. Coraz lepiej znoszą obciążenie psychiczne, są również w trudnych momentach gry bardzo silni, co pokazują na wszystkich turniejach. Są perfekcyjnie wyszkoleni technicznie, grają znakomitą krótką grę: serw, odbiór, robią bardzo mało błędów ataku trzeciej piłki, no i do tego mają ogromną konkurencję w kraju, która cały czas podnosi poziom, 50 tysięcy zawodowych trenerów, którzy codziennie myślą o tym jak swoich zawodników poprawić, śmiech :)

 

Kacper Raksimowicz: Czy nadgarstek przy forhendzie pomaga czy szkodzi? Bo np. najlepsi na świecie Chińczycy nie używają nadgarstka, a słabsi od nich Europejczycy używają.

 

Lucjan Błaszczyk: Najlepsi Chińczycy używają nadgarstka przy wszystkich zagraniach, przy serwach, przy odbiorach, przy topspinie bekhendowym i forhendowym, może Kacper nie zaobserwował tego, bo robią to tak bardzo szybko, że nie widać, a my robimy to wolniej – więc widać. Nadgarstek jest bardzo ważny przy uderzeniu forhendowym, najlepsi zawodnicy w ostatniej chwili decydują gdzie posłać piłkę i to już robi nadgarstek. Nadgarstek poprawia też jakość topspinu, można nim nadać więcej rotacji piłce.

 

Pati: Czy po tylu latach treningów, ciągłego grania, zawodów i temu podobnych nie męczy Pana ten sport? Nie czuje Pan "zmęczenia materiału"? Przesycenia tą dyscypliną? Znudzenia, znużenia, mimo iż jest to zapewne Pana największa lub jedna z największych pasji?

 

Lucjan Błaszczyk: O tym mógłby coś powiedzieć mój były trener Grycan, bo on przeprowadzał z zawodnikami różne testy i zawsze podkreślał, że ze wszystkich testów wynika to, że ja mam największą motywację wewnętrzną do grania. I tego się nie traci, ja bardzo lubię grać. Na pewno są momenty takie, że czuję zmęczenie materiału, szczególnie kiedy mam kontuzje, drobne urazy, jestem przemęczony – to wtedy czuje się ogólne przygnębienie, ale z reguły po dwóch, trzech dniach odpoczynku to mi przechodzi. Także kiedy ma się słabszą fazę w jakimś okresie sezonu, gdzie gra się gorzej, czy przegra się nawet pechowo kilka gier – to odbija się to na psychice i człowiek czuje się znużony tenisem stołowym, ale z motywacją do grania nie miałem nigdy problemu, bo po prostu bardzo lubię grać i z pewnością to jest moja największa życiowa pasja. Mam kilka innych zainteresowań, ale największe hobby jakie miałem stało się moim zawodem. 


Image