Home Rozmówki Wywiad z Natalią Partyką w GW

Sklep

MSTS"Stefanski"

 

 

Wywiad z Natalią Partyką w GW PDF Print E-mail
Written by Ivo   
Friday, 26 September 2008 10:44

Wczoraj w Gazecie Wyborczej ukazał się wywiad, którego Natalia Partyka udzieliła po powrocie z Pekinu.

Artykuł na stronie internetowej GW: TUTAJ.


Image
fot. Andrzej Nowak


Wróciłaś do Polski po sześciu tygodniach pobytu w innym świecie. Jak się mieszkało w dalekim Pekinie aż tyle czasu?
- Właściwie nie czułam, że jestem w Chinach. Przez ponad pięć tygodni z tych sześciu, jakie tam spędziłam, byłam skoncentrowana wyłącznie na tym, co związane ze sportem. Najpierw szykowałam się do startu w sierpniowej olimpiadzie, później we wrześniowej, w obu rozegrałam po kilka spotkań, więc nie miałam czasu na nic poza meczami i treningami. Dopiero dzień po moim ostatnim starcie na paraolimpiadzie mogłam sobie pozwiedzać.
I dokąd się wybrałaś?
- Pojechałam zobaczyć Wielki Mur Chiński. Niezbyt oryginalnie, ale będąc w Chinach, przede wszystkim chyba właśnie to chce się obejrzeć.

A na zakupy nie znalazłaś nawet chwili?
- Po paraolimpiadzie zakupy robiłam przez dwa dni. Wcześniej kupiłam tylko kilka pamiątek, ale już po wszystkim porwał mnie szał zakupów (śmiech).
Wracając, musiałaś zapłacić za nadbagaż?
- Pewnie, że musiałam. Ale i tak miałam szczęście, że moje dwie walizki wzięły ze sobą dziewczyny wracające z igrzysk. Kadra leciała czarterem, nie było więc problemu z bagażem. Ja z paraolimpiady wracałam samolotem rejsowym, dlatego wcześniej oddałam większość tego, co do Pekinu zabrałam.
To chyba trochę przykre, że mistrzyni paraolimpiady wracała samolotem rejsowym, obładowana bagażami?
- Jakoś sobie poradziłam, miałam tylko jedną walizkę. No dobrze, walizę (śmiech). Jak już się przyznałam, trochę za nadbagaż musiałam zapłacić.
Nie uważasz, że reprezentacja polskich paraolimpijczyków też powinna wracać czarterem?
- Na pewno byłoby fajnie, gdyby ktoś o tym pomyślał. Niestety, nasz sport nadal traktuje się nie do końca poważnie.
No właśnie - zdobyłaś złoty i srebrny medal, twoi koledzy dołożyli 28 krążków, wróciliście z dobrym wynikiem, zasłużyliście na nagrody. Będą?
- Podobno będą, ale nie pytaj mnie, jakie i kiedy, bo tego naprawdę nie wiem. Ludziom ciągle się wydaje, że paraolimpiada to tylko taka forma rehabilitacji. Nie wiedzą, że to wszystko bardzo się rozwinęło. Z rehabilitacją nasz sport właściwie nie ma już nic wspólnego. Trenujemy ciężko, to kosztuje nas wiele wyrzeczeń. Niektórzy ryzykują nawet zdrowie, żeby osiągnąć dobry rezultat. Zresztą wystarczy zobaczyć, jak Chiny zdominowały paraolimpiadę. We wrześniu sportowcy gospodarzy dominowali jeszcze bardziej niż w sierpniu. To znaczy, że i na wygraniu paraolimpiady jej organizatorom bardzo zależało.
Na pocieszenie warto chyba zauważyć, że o paraolimpiadzie tym razem trochę głośniej było w mediach?
- Ja nie odczułam zmiany. Być może dlatego, że nie było mnie w kraju, nie widziałam, ile pisały gazety. W każdym razie było mi przykro, widząc, że w Pekinie zostaje tylko czterech ludzi z Telewizji Polskiej.
Mimo braku dziennikarzy z kraju podczas paraolimpiady byłaś gwiazdą mediów, a i podczas sierpniowych igrzysk mówił o tobie cały świat.
- Oj tak, codziennie udzielałam mnóstwa wywiadów. Cały świat chciał porozmawiać z dziewczyną, która reprezentowała swój kraj na jednych i drugich igrzyskach. I jak się czułaś wobec takich oczekiwań? Zmęczyli cię bardzo ci żądni rozmowy dziennikarze?
- Dało się przeżyć, choć był taki moment, w którym pomyślałam sobie, że mogłabym któregoś dnia poprosić o nagranie wywiadów, jakich udzieliłam, a później rozdawać wszystkim kasety (śmiech).
O co pytali?
- Jak się czuję, będąc sportowcem, który bierze udział w olimpiadzie, a następnie w paraolimpiadzie, czy brak ręki nie przeszkadza mi w grze, jakie mam sportowe marzenia...

No to chociaż angielski trochę poćwiczyłaś...
- Nie do końca. Rozmawiałam głównie z Chińczykami, a wielu z nich nie znało angielskiego, więc rozmawialiśmy po... polsku. Okazało się, że jeden z Chińczyków studiuje polonistykę. I on zgodził się tłumaczyć nasze rozmowy.
A w jaki sposób kontaktowałaś się z najbliższymi? Sześć tygodni rozłąki pewnie dało wam w kość?
- Na szczęście nie było żadnych problemów z internetem. Mogłam z niego korzystać, kiedy chciałam, więc byłam w stałym kontakcie z rodzicami. Często rozmawialiśmy, korzystając ze skype'a.
Mówiłaś o zakupach, pewnie na nie wybierałaś się też z myślą o najbliższych?
- Jasne, każdemu coś przywiozłam. Ale przyznam się, że w tej chwili nie wiem już nawet, co komu, tyle tego było (śmiech). Kupiłam koszulki, czapki, oficjalne maskotki igrzysk, ale też takie tradycyjnie chińskie gadżety, jak np. pałeczki.
Zdążyłaś chociaż przekonać się, czy trafiłaś z tymi prezentami?
- No właśnie, nie bardzo. Do Polski wróciłam w czwartek, a już w piątek byłam w Warszawie. Ruszyła liga, trzeba było zagrać mecz. Później odwiedziłam różne telewizje, no i dopiero w poniedziałek stawiłam się w Gdańsku. Ale czasu wolnego prawie nie mam. Już w sobotę czeka mnie kolejny mecz, a na początku października jadę do St. Petersburga na mistrzostwa Europy.
W takim chaosie dałaś radę wygrać mecz, o którym wspominasz?
- Tak, wygrałam 3:0, 3:0 zwyciężyła też moja drużyna. Czyli formy nie zgubiłaś i na mistrzostwa jesteś gotowa?
- Mam nadzieję, że długo utrzymam dyspozycję z igrzysk, bo na tym, co wypracowałam, muszę bazować aż do maja. Pewnie dopiero wtedy znajdzie się chwila na urlop.
Stawiasz sobie jakiś konkretny cel na mistrzostwa Europy?
- Nie, chcę po prostu dobrze grać. A jeśli uda się przejść dwie-trzy rundy, będę zadowolona.
Zaraz po powrocie z Rosji czeka cię nowe wyzwanie - studia.
- No tak, wybrałam Akademię Wychowania Fizycznego w Gdańsku. I postanowiłam studiować dziennie. Mam nadzieję, że pogodzę naukę z treningami i startami.
A tak szczerze - jesteś w pełni zadowolona z wyników, jakie osiągnęłaś w Pekinie?

 - Tak, po raz drugi zdobyłam złoty medal paraolimpiady, wywalczyłam też srebro w drużynie, a w sierpniu, choć nie wygrałam żadnego z trzech spotkań, grałam na naprawdę dobrym poziomie. Jestem zadowolona, bo mocno walczyłam z zawodniczkami ze światowej czołówki, do których jeszcze przed rokiem było mi daleko. Choćby meczem z Yaną Tie z Hongkongu [Natalia przegrała 2:3], a więc dziesiątą chyba obecnie zawodniczką światowego rankingu, utwierdziłam się w przekonaniu, że do tej czołówki mogę dołączyć, że moja praca przynosi efekty.

źródło: www.sport.pl