Pod wpływem rozmowy z osobą duchowną postanowiłem się czymś podzielić.
Na zajęciach treningowych, czy zawodach zdarzają się różne sytuacje.
Reakcje na nie trenera są różne w zależności od tego, co się wydarzy.
Radość, zadowolenie, zdziwienie, roczarowanie, smutek, irytacja, złość, gniew.
Cała gama uczuć i emocji, które są wylewane na naszych podopiecznych i które mają na nich większy lub mniejszy wpływ.
Czy nie warto się jednak zastanowić, by postępować tak, by zawsze CZYNIĆ DOBRO?
Moje 23-letnie doświadczenie trenerskie uczy mnie, że praktycznie w każdej sytuacji można czynić dobro.
Co to oznacza?
Prosto mówiąc zawsze dążyć do tego, by konsekwencje naszych reakcji, poczynań i decyzji zawodowych były jak najczęściej pozytywne.
Trudne?
Bardzo trudne.
Pada też następne pytanie: jak w takim razie pogodzić taki sposób postępowania z nieodzowną nieraz krytyką naszych podopiecznych?
Przecież krytyka przynosi również negatywne reakcje drugiej strony, rodzi konflikty itd.
Tutaj nasuwa mi się kucharskie porównanie do fenomenu soli.
Wszyscy też pamiętamy przepiękną przypowieść z Nowego Testamentu, gdzie też mowa o soli.
Sól jest przecież z jednej strony nieodzowna, jednak jej nadmiar powoduje, że dana przyprawa staje się niesmaczna albo nawet nadaje się do wyrzucenia.
To samo dzieje się w przypadku krytyki (choć wolałbym używać innych słów np. instruowanie, korekta, wymiana zdań).
Dobrze wpasowana w zajęcia, odpowiednio uzasadniona, nastawiona na rozwój jest z reguły dobrze przyswajana przez zawodników.
Dalej idąc: stwierdzam, że taka filozofia krytyki powinna dać pozytywne skutki.
Warto pamiętać, że w pogoni za wynikiem, punktami, zwycięstwami, mamy do czynienia z żywym człowiekiem.
Czynić dobro wbrew pozorom nie jest tak trudno jak nam się wydaje.
Zbyszek Stefański