Home Tytuł I dalej nic nie będzie

Sklep

MSTS"Stefanski"

 

 

I dalej nic nie będzie PDF Print E-mail
Written by Zbyszek   
Monday, 28 November 2011 07:52

Publikujemy tekst autorstwa Krzysztofa Piwowarskiego.

Parę dni temu Zbyszek Stefański zamieścił felieton „i co dalej”. Tekst ciekawy, polemiczny, zapraszający do intelektualnej dyskusji, jednakże jak zwykle okazało się, że zapadła wymowna cisza.

Analiza sytuacji w Polskim Związku Tenisa Stołowego przedstawiona przez Zbyszka na pewno jest trafna, jednakże geneza upadłości PZTS, jak też innych krajowych związków

sportowych bierze początek u zarania polskiej demokracji, czyli wczesnych lat 90.

Mierność zarządcza wybieralnych przedstawicieli do władz w kzs prowadzi poszczególne

dyscypliny sportowe do powolnego uwiądu i tylko państwowe subwencje ratują je przed całkowitą upadłością.

Model funkcjonowania sportu w polskim systemie społecznym to model mecenatu państwa nad sportem kwalifikowanym. Nie nad sportem w ogóle, ale tylko nad sportem wyczynowym(kwalifikowanym).

Przez 20 lat nie wypracowano żadnego sprawnego modelu zarządzania sportem wyczynowym, a poszczególne ustawy tzw. sportowe (np. usk, us) bardziej gmatwały sprawę niż w jasny sposób sytuowały sport w życiu współczesnego obywatela państwa polskiego.

Wspomniane ustawy sportowe wprowadziły nadrzędność regulaminów organizacyjnych związków sportowych nad obowiązującymi w Polsce: konstytucją, ustawami, stawiają kzs w uprzywilejowanej sytuacji wobec klubów sportowych i innych podmiotów związanych ze sportem. Właściwie można by uznać, że kzs to nietykalne twory, autonomiczne w swych decyzjach, a przy przewlekłości postępowania arbitrażowego faktycznie bezkarne w swych decyzjach.

Państwo polskie jakby chciało zarządzać sportem, ale faktycznie wszystko robi, żeby tego nie czynić.

Jednak jak na mecenasa przystało, Minister ds. Sportu rozdaje publiczne pieniądze praktycznie każdemu kzs bez weryfikacji aplikacji, jedynie przycinając co jakiś czas wnioskowane kwoty do swoich zdolności finansowych.

Minister nie weryfikuje wniosków co do ich rzetelności i efektywności, uznając, że ustawa o sporcie zwalnia z tego obowiązku.

Jednak nie zauważa, że jako dysponent społecznych środków ma obowiązek rzetelnej oceny przedstawionych aplikacji i szczególnej kontroli ich realizacji.

A trzeba wiedzieć, że takich bajek jak kzs nie pisze nikt starający się dotacje gminne czy granty ze środków unijnych.

Krajowe związki sportowe pokonały takich tuzów bajkopisarzy jak bracia Grimm czy Andersen.

Polski Związek Tenisa Stołowego nie jest w tym gronie żadnym wyjątkiem, choć w tym roku pokonał wszystkich, gwarantując w swojej aplikacji o dotację wsparcia przygotowań do mistrzostw taką ilość medali, że mógłby obdzielić kolejne trzy lata.

Czy działacze PZTS, podpisując się pod tym wnioskiem, byli świadomi kłamstwa, czy liczyli na łut szczęścia, że nuż się uda?

Minister ds. Sportu, przyznając bez weryfikacji subwencje z publicznej kasy, godzi się na to, że te środki faktycznie idą na inne cele, a nie na uzyskanie coraz lepszych wyników sportowych.

Minister, przymykając oczy na tę marność aplikacji, jakby wyrażał zgodę na defraudację środków publicznych, bo nikt nie sprawdzi rzetelności i efektywności wydatkowanych kwot, a samo Ministerstwo ds. Sportu oceniane nie jest za wyniki sportowe, ale za „orliki”.

Szacowany budżet w zależności od roku finansowego i zyskowności lotka waha się od 200 mln do 500 mln złotych rozdawanych co roku w ramach samego ministerstwa sportu. To potężna kwota w dyspozycji ministra, jednak nie czyni ona żadnego wrażenia u publicystów, gdyż zazwyczaj skupiają się na jednej dyscyplinie sportowej, która szczególnie teraz jest na piedestale.

Jednakże polska piłka nożna niewiele potrzebuje od Ministra ds. Sportu.

Nikt nie kwestionuje wiodącej roli piłki nożnej w biznesie sportowym, choć nie w sporcie, bo gdyby tu przyjąć inne mierniki, to piłka nożna znajdowałaby się gdzieś pośrodku w efektywności fizycznej i gdzieś na końcu w złożoności sportowej.

Jednak czas i umiejętność kreacji od kilkunastu pokoleń wywindowały piłkę nożną w naszej kulturze na prymusa i tak będzie jeszcze kilka pokoleń.

Piłka nożna jednak wskazała nam, że sport to także biznes i to wielki biznes.

Tylko że ten biznes koncentruje się jak na razie na piłce nożnej i może na kilku innych dyscyplinach sportowych, np. siatkówka.

Chwilę wzlotu miała koszykówka, skoki narciarskie, jednak czy dyscypliny te potrafiły wykorzystać komercyjnie, trwale swoje sukcesy?

Sport to promocja - nie tylko dyscypliny, ile kraju, narodowości.

Jak działają na rynku promocyjnym takie nazwiska jak: Małysz, Kowalczyk czy Kubica.

Te nazwiska jednoznacznie kojarzą się z Polską, a z czym kojarzy się Li Qian, z Polską? Nie, z Chinami, biało-czerwoni to Chiny!!!

Czy jest to promocja Polski?

Urabianie polskiej opinii przez krajowych działaczy, że Li Qian zdobywa medale dla Polski, jest nieprawdą, gdyż całe jej jestestwo kojarzone jest z Chinami i nic na to nie poradzimy. Wykorzystanie nacji Han jest standardem Europy (i nie tylko) z usilnej chęci wygenerowania lepszego wyniku sportowego, którego w zwykłym standardzie szkoleniowym nie są w stanie słabe krajowe związki sportowe osiągnąć.

Polski tenis stołowy nie potrafi wykorzystać komercyjnie swojej wielopokoleniowej i integracyjnej dyscypliny.

Słabość zabiegów komercyjnych skupionych wokół super jakości pingla dla funkcji życiowych jest smutnym potwierdzeniem miernej jakości działaczy.

Uzdrowienia potrzebuje cały polski sport, poczynając od powtórnego zdefiniowania roli państwa wobec sportu, ubrania tego w odpowiedni garnitur prawny, poprzez reformę systemu krajowych związków sportowych, klubów sportowych, umiejscowienia zawodnika, trenera, działacza.

Masa pracy, jednak sport na to zasługuje.

Jeżeli chcemy wyjść z zapaści wynikowej, to trzeba to pilnie zrobić, bo już niedługo zabraknie nam chętnych do uprawiania sportu w jakiejkolwiek formie!!!!

Cdn. za 14 dni!!!!

Krzysztof Piwowarski ®

I co dalej?