Home Tytuł I dalej nic nie będzie, cz.2

Sklep

MSTS"Stefanski"

 

 

I dalej nic nie będzie, cz.2 PDF Print E-mail
Written by Zbyszek   
Sunday, 04 December 2011 17:09

Przedstawiamy 2 część felietonu Krzysztofa Piwowarskiego.

 

Parę tygodni temu we wstępie do polemiki z artykułem Zbyszka Stefańskiego „I co dalej” opisałem pobieżnie świat zewnętrzny, jaki otacza polski sport, a szczególnie relacje na linii Minister ds. Sportu a krajowe związki sportowe (kzs).

Jednak często zapominamy, że świat sportu żyje dzięki jego bohaterom, mistrzom, zwycięzcom.

Pamiętamy naszych mistrzów. Ba, nawet gdy często z przyczyn wieku nie powinniśmy pamiętać, ich sława jest „wieczna”, bo kto nie pamięta takich nazwisk jak: Irena Szewińską, Grażyna Rabsztyn, Jacek Wszoła,

Władysław Kozakiewicz, Bronisław Malinowski, Zbigniew Pietrzykowski, Jerzy Kulej, Tadeusz Walaska, bracia Supronowie, gigant Adam Sadurski czy Kazimierz Deyna. Czasami pamiętamy też ich trenerów, ale czy ktoś pamięta prezesów kzs, którzy potrafili tak zorganizować zarządzaną przez siebie dyscyplinę sportową, by te diamenty polskiego sportu mogły zabłysnąć?

Polski model sportu wyczynowego to system, w którym najwybitniejszy zawodnik nie zabłyśnie bez klubu sportowego (pomijam tenis ziemny, bo to inna bajka). Zawodnik – klub lub klub – zawodnik to układ nieodłączny, nierozerwalny. To na tej linii odkryjemy samorodek, diament, który mozolnie będziemy kształtować, obrabiać, by po szlifie mieć przepiękny brylant. To pierwszy trener, instruktor tak kształtuje ten diament, by mógł on zabłysnąć w przyszłości całym swym blaskiem. Wartość początkowa wpojona młodemu zawodnikowi będzie w nim wdrukowana na wieczność i praktycznie prawie nie da się jej wyeliminować. Można poprawić, ale nie wymazać.

Gdy więc mówimy o polskich bohaterach tenisa stołowego, o wojownikach pingpongowego boju, mistrzach fechtunku paletką, musimy zdawać sobie sprawę, że to wszystko jest nabyte w pierwszych 3-5 latach edukacji sportowej.

Dlaczego o tym piszę? Często bowiem zachłystujemy się możliwościami tzw. centrów szkoleniowych, jednak wychowankowie tych polskich centrów jakoś nie odnoszą sukcesów na arenach sportowych, gdy osiągną wiekseniorski. Nigdy nie ukazał się miarodajny materiał badawczy, który udowodniłby wyższość centrów sportowych od wartości szkolenia klubowego. Więcej, empirycznie można dowieść, że to zawodnicy klubowi są dominujący na krajowej arenie. Jednakże uznania dla tego faktu nie widać w funkcjonowaniu na linii PZTS, a kluby sportowe, a nawet PZTS-OZTS-KS. Ja tego na Mazowszu nie dostrzegam.

Kluby potrzebują wsparcia, szczególnie wsparcia w zakresie edukacji szkoleniowej, oraz programów promujących tenis stołowy (tu pozytywny bohater: klub HALS z warszawskiego Wawra, który turniejami rodzinnymi promuje dyscyplinę wśród - nie zawsze - amatorów). By przyciągnąć młodych do naszej dyscypliny, potrzebna jest marchewka na tyle atrakcyjna, by była bodźcem do ciężkiej pracy. Czasy, gdy młodzi łapali się na dres, dawno minęła. Oni teraz myślą szybciej, oczekują szybkich korzyści z uprawiania sportu, czego wzorce łapią z piłki nożnej. Kiedyś myślałem, że Olimpiada Młodzieżowa „to jest to”, ale centrala tak to zdziegciowała, że ów miód z polskiej barci przestał być jadalny.

Istniał podobno doskonały program sponsora sprzętowego, f-my ANDRO, promujący najlepszych trenerów pierwszego kroku, jednakże zaginął w czeluściach przy Łazienkowskiej, a każde pytanie o ten program wywołuje toksyczną atmosferę.

By uratować polski tenis stołowy, potrzebujemy narybku, potrzebujemy rozsądnych rybaków. Na razie narybku coraz mniej, a zamiast rybaków mamy kłusowników.

W ostatnich dniach nastąpiły dwa ważne wydarzenia sportowe. Pierwsze to losowanie do EURO 2012, które okazało się pechowe dla biznesowych oczekiwań organizatorów i być może EURO 2012 odbije się nam mocną ekonomiczną czkawką. Drugim wydarzeniem było posiedzenie zarządu PZTS oraz list lub inaczej WNIOSEK tzw. Rady Trenerów. Pomijam moc sprawczą tego pisma, bo przede wszystkim nic nie słyszałem o takiej Radzie

Trenerów, nie znam jej zasad funkcjonowania, systemu powoływania, uprawnień. Dla mnie to ciało całkowicie martwe, a więc szkodliwe, bo trupi odór raczej nie daje poprawnie pracować. Obecne pobudzenie tego ciała to raczej zryw żywych trupów zwanych zombie.

Z tego pisma ze wszech miar słusznego poruszył mnie fragment, tj. pkt 2, w którym mowa o spożywaniu nalkoholu na ME JUNIORÓW, tzn. o braku nadzoru i reakcji naszych opiekunów nad naszymi młodocianymi zawodnikami. Jeżeli ekscesy alkoholowe to prawda, sprawą powinien zainteresować się prokurator, gdyż dotyczy to młodocianych. Aż dziw bierze, że sygnatariusze tego pisma do tej pory nie zareagowali. Nie poinformowali opinii publicznej o takich nieprawidłowościach? Dlaczego Prezes PZTS nie zareagował natychmiast, zawieszając lub odwołując uczestników i nie wyciągając konsekwencji wobec opiekunów? Gdzie jest rola wychowawcza związku, gdzie jest odpowiedzialność wobec rodziców, gdzie? Proste pytanie: gdzie pan był, panie Prezesie? I jeszcze jedno pytanie a gdzie były nasze wszechwiedzące portale związane z ts, dlaczego o tym milczały, przecież niektóre z nich wszystko wiedzą!!!!

Z tego pisma wyłania się czarny obraz całego pionu szkolenia PZTS, tylko on nie wziął się tam z dnia na dzień, on tam był od ostatnich wyborów. Pomijam fakt, że psucie zaczęło się wcześniej, ale teraz przybrało ono formę kataklizmu. Gdzie była ta Rada Trenerów, dlaczego są teraz tacy bohaterscy, czyżby „tyran” był tak słaby, że można tak bezkarnie po nim sobie hycać?

Skoro tak wspominamy o sile i mocy „despotów” z PZTS... Od dobrych paru lat śnią mi się po nocach kolejne „regulaminy rozgrywek na sezon ....”. Takich gniotów prawnych, organizacyjnych, unormowań uwłaczających intelektowi, ale tworzonych pod potrzeby właściwych poszukujących nie widziałem w wielu organizacjach.

Nawet znany z tworzenia bubli prawnych Sejm nie przebił PZTS w tym zakresie. Najważniejszy dokumentm polskiego tenisa stołowego, regulujący życie rozgrywkowe w polskim pingpongu jest największym destabilizatorem tego życia. Zamiast utrwalać, stabilizować to życie wprowadza co sezon coraz to nowe upiększenia, które zamiast wzbogacać - szpecą.

Czy ktoś pamięta wprowadzenie nowych klejów? Kazano obowiązkowo kupić klubom skrzyneczki pomiarowe, kluby wydały ponad tysiąc złotych na ich zakup. A co teraz? Nic, cisza, żadnych unormowań w tym zakresie.

Można by rzec, obecnie każde badanie na zawodach krajowych jest niedozwolone, bo tego nie ma w REGULAMINIE.

Inna sprawa: przekazywanie dorobku sportowego pomiędzy klubami. Według prywatnej interpretacji pewnego działacza z centrali, to jest niedozwolone, bo nie ma tego w tym regulaminie, jednakże tenże działacz zapomina, że w polskiej doktrynie prawnej zakazy i ograniczenia muszą być wykazane w ustawach, rozporządzeniach, regulaminach. Jeżeli owe zakazy nie są wymienione, to co nie jest zakazane, jest dopuszczalne. I tak prywatna opinia pewnego działacza z centrali szkodzi polskiemu tenisowi stołowemu. [patrz przykład zawodniczek „Bronowianki”]

„Despoci” z PZTS, zamiast poprawiać, ulepszać, działać na rzecz przyszłości, z powodu swej ułomności postrzegania, funkcjonują raczej na rzecz utrwalania swej tyranii, bo to jest bezpieczne dla ich przyszłości.

Jednak czy coś to zmieni? Uważam, że nie, bo tak jest wygodniej grupie wieloletnich działaczy, którzy umościli sobie doskonale gniazdko komunikacyjne z centralą.

I to tyle w 2. odcinku. W kolejnym - mój projekt zmian organizacyjnych w polskim tenisie stołowym.

PS. Według statutu PZTS, PZTS ma obowiązek uzgodnić z ministrem ds. sportu regulamin rozgrywek, skład kadry narodowej. Zagadka: kiedy to uczyniono ostatnio?

Krzysztof Piwowarski ®

I dalej nic nie będzie, cz.1