Gdybym miała wybrać jeden z portali, byłby to time-out.pl. Wybór bardzo trudny. Pewnie spowodowany tym, że pasja autora sprawia, że strona jest najbardziej szczera i autentyczna.
Nie do końca pasuje mi określenie, że portale zajmują się
czymkolwiek, bo tak naprawdę robią to ludzie. Zbigniew Stefański, Paweł
Gąsiorski i Marek Przybyłowicz to osoby zajmujące pingpongową wirtualną
przestrzeń. Pojawia się też Mateusz Przybył, choć wydaje mi się mniej popularny
od wcześniej wspomnianych panów.
Mamy więc w wirtualnym światku
następujące portale: time-out.pl, pingpong.com.pl, agamar.pl/ts, e-pingpong.pl. Chciałabym
dokonać oceny. Będzie w jakiś sposób subiektywna, bo moja własna. Każdy może
stworzyć swój ranking. Jestem stałą czytelniczką trzech portali. Ostatni z
wymienionych odkryłam niedawno, więc ocena będzie mniej dokładna.
SZATA GRAFICZNA
pingpong.com.pl
W kwestii grafiki najlepiej prezentuje się strona pingpong.com.pl.
Przejrzysta, ładnie skomponowana. Może trudno mówić o intuicji w poruszaniu się
po stronie, bo ten parametr ze względu na nastawienie się na przekaz informacji
nie ma specjalnego znaczenia. Otwierając portal Pawła Gąsiorskiego czuje się
najbardziej komfortowo.
time-out.pl
Cóż, wygląd nieco anachroniczny. Szczególnie denerwujące różne
formatowanie. Wielkość czcionek czy to w tytułach, czy w opisach różna i warto
nad tym popracować. Graficznie nie jest to mistrzostwo świata. Otwierając
widzimy dwa, trzy artykuły i trochę menu. Reasumując szata graficzna do
poprawy.
agamar.pl/ts
Podobnie jak oceniana wyżej strona i tutaj wygląd pozostawia wiele do
życzenia. Po odpaleniu możemy zobaczyć jeden artykuł i po lewej stronie menu.
Nieco na siłę plus za jednakową czcionkę w artykułach. Na siłę, bo powinno to
być standardem, a nie zawsze jest.
e-pingpong.pl
Mam trochę problemów, żeby ocenić tę stronę. Nie wygląda ona ani źle,
ani dobrze. Jest przeciętna. Plus za menu na górze strony, które ułatwia
poruszanie się po niej. Trochę denerwujące są reklamy umieszczone na
marginesach, niepasujące do reszty. Komentarze do artykułów umieszczone w
ramkach nie są czytelne.
Mój gust podpowiada, że gdybym
miała wystawiać oceny najlepszy pingpong.com.pl
Otrzymałby ocenę bardzo dobrą. Na czwórkę zasługuje e-pingpong.pl.
Czwórkę z minusem wystawiłabym time-out.pl oraz agamar.pl/ts.
SZYBKOŚĆ INFORMACJI
pingpong.com.pl
Do niedawna informacje dostarczane przez ekipę Pawła Gąsiorskiego
trafiały najszybciej na stronę. Autor bywał na zawodach, relacjonował je.
Pojawiały się, jeżeli dobrze kojarzę, relacje live. Obecnie mam wrażenie, że
zapał do szybkiego przekazywania rezultatów wygasł.
time-out.pl
Czy można usprawiedliwiać Zbigniewa Stefańskiego tym, że przebywając za
granicą nie może działać tak szybko jak konkurencja? Raczej nie. Dla czytelnika
nie będzie miało to znaczenia. Dlatego największą bolączką tego portalu jest coś,
co dyskwalifikuje pingpongistę – opóźniona reakcja.
agamar.pl/ts
Odkąd Marek Przybyłowicz został szefem Wydziału Gier i Dyscypliny, z
racji urzędu do niego spływają wyniki z zawodów. Przewagę tę wykorzystuje, bo
portal publikuje szybko i dokładnie wyniki zmagań tenisistów. Wielki ukłon w
kierunku pana Marka za można rzec epokowy skok w poprawie jakości w tej
dziedzinie. Po protokoły meczowe, różnego rodzaju klasyfikacje, informacje z
zawodów sięgam właśnie do tej strony. Prawdopodobnie nie było w historii PZTS
osoby, która wykonała tak dobrą pracę.
e-pingpong.pl
Na tej stronie reakcja jest dość szybka. Autorzy starają się
przekazywać na bieżąco wyniki. Plus za informacje z międzynarodowych zawodów
juniorskich czy wyniki reprezentantów, występujących na co dzień za granicą.
Być może wynika to z braku
środków finansowych, bo nie zawsze można sobie pozwolić na wysłanie osoby na
mecz, żeby ta live relacjonowała jego przebieg. Tak sama sobie tłumaczę to, że
czasem zbyt długo trzeba czekać na wyniki. Kłaniałam się Markowi
Przybyłowiczowi, to prawda, bo działa w dobrym kierunku. Trzeba jednak
powiedzieć, do wszystkich autorów – panowie, przed Wami bardzo długa droga do
mistrzostwa. Czy ktoś potrafi sobie wyobrazić, że nie ma relacji „na żywo” z
meczu o mistrzostwo Polski w piłce nożnej? A jak wygląda sytuacja u nas?
Niestety tak, że w Internecie nie ma bezpośredniej relacji (nawet live scoring)
z finałowego meczu między Olimpią a Bogorią. Najprzyjemniej ogląda się mecze
live. Dzięki temu możemy się poczuć, jakbyśmy sami uczestniczyli w zawodach.
Właściciele portali taką przyjemność serwują nam bardzo rzadko.
ZAWARTOŚĆ
pingpong.com.pl
Najczęściej treść do podanie wyniku. Jeszcze nie tak dawno mogliśmy
przeczytać analizę i ocenę Mistrzostw Polski. Niestety, teraz nie ma co czytać.
Gdy otworzyłam dziesięć artykułów, siedem z nich miało w treści jedno zdanie
(dalej tylko wyniki). Dwa artykuły były bardziej rozwinięte, bo liczyły po dwa
zdania. Jeden artykuł był bardzo rozbudowany, gdyż naliczyłam aż cztery zdania.
Plus za artykuły Maciej Chojnickiego dotyczące psychologii w sporcie.
time-out.pl
Nieznośne formatowanie powoduje, że ucieka treść. To bym poprawiła.
Przy omawianiu zawartość chlubą Zbigniewa Stefańskiego powinien być „Poradnik”.
Mnóstwo materiałów do przemyśleń. Materiały zawarte w „Poradniku” po
odpowiednim opracowaniu, mogłyby
stanowić świetną pozycję wydawniczą. To jest perełka, która wymaga mocnego
szlifu. Dzięki temu to mój ulubiony portal i najbardziej fachowy.
agamar.pl/ts
W kontekście zawartości to najlepszy portal. Można coś poczytać.
Miejsce, w którym znajdowała się nasza, tenisowa publicystyka. Szkoda, że Marek
Przybyłowicz porzucił ten trop. Wiadomo że z racji zmiany punktu widzenia, nie
możemy liczyć na opisywanie działań PZTS. Cieszy, że różnego rodzaju zawody są
ciekawie opisywane. Otwierając stronę bez większych problemów można znaleźć coś
interesującego.
e-pingpong.pl
W przekazie dominuje „news”, ale autorzy starają się dodać coś od
siebie. Ubarwia to informacje i powoduje, że stają się ciekawsze oraz bardziej
przystępne. Brakuje bardziej ambitnych treści. Chciałaby, aby na przykład
pojawiły się przemyślenia autorów dotyczące zakończonych Mistrzostw Świata w
Paryżu.
Jako osoba lubiąca czytać i
bawić się językiem polskim muszę czuć się rozczarowana. Rozumiem, że
najważniejszy w portalach informacyjnych jest przekaz. Ten powinien być
zrozumiały. Nie do końca jest miejsce na stylistyczne harce i figury. W
zdecydowanej większości artykułów brakuje treści. Zdziwienie, żeby nie
powiedzieć oburzenie wywołują we mnie komentarze pisane przez red.
Gąsiorskiego, który nie używa polskich znaków. Traktuje to jako lekceważenie
języka, które nie uchodzi osobom mówiącej o sobie jako dziennikarzu.
SENSY I NONSENSY
Tych jest całe mnóstwo. Chciałabym
opisać jeden z nich. Paweł Gąsiorski obraża się na PZTS, bo ten go nie docenia,
nie honoruje i nie wiadomo co jeszcze. Zdawkowa relacja z ostatnich Mistrzostwo
Polski, być może w rozumieniu Pawła Gąsiorskiego, jest wyrazem buntu. Czy
jednak taka postawa nie jest dziwaczna? Przecież gdyby nie PZTS ani Gąsiorski,
ani ktokolwiek inny nie mieliby o czym pisać. Nie zdobyliby popularności.
Zbigniew Stefański też potrafi się od czasu do czasu obrazić. Patrzy jednak na
całość z większym dystansem.
Wszyscy panowie czubią się z PZTS.
Najbardziej czupurny do niedawna Marek Przybyłowicz stał się najbardziej
pokornym. Z naczelnego krytykanta, wspomaganego ponoć prawniczym piórem
Krzysztofa Piwowarskiego, stał się naczelnym nadwornym Pana Prezesa.
Napisałam artykuł. Wysłałam do Pawła
Gąsiorskiego. Ten opublikował go na swojej stronie, szanując moją anonimowość,
o co prosiłam. Co dziwne ataki za ostry i kontrowersyjny tekst nie spadły na
mnie tylko na autora portalu. Część osób zaczęła pisać, że pan Paweł pod
przykryciem kobiety atakuje władze PZTS.
Podobnie rzecz się miała ze
Zbigniewem Stefańskim. Jeden z artykułów, z którym szef portalu nie miał nic
wspólnego, stał się przyczyną do ataku na jego osobę. Padały oskarżenia, że
jątrzy, że szuka afer, że jak siedzi w Niemczech to nie powinien zabierać
głosu.
Przyglądam się komentarzom pod
artykułami. Bardzo często nie dotyczą one treści. Najniższy poziom,
sprowadzający się do pyskówki, możemy przeczytać na pingpong.com.pl.
Wartościowe przemyślenia
pojawiają się na stronach time-out.pl. Nie jest to regułą. Najprzyjemniej czyta
mi się opinie zamieszczone na stronie Zbigniewa Stefańskiego.
Trzeba jednak jasno i wyraźnie
powiedzieć, że wszyscy panowie wykonali i wykonują dobrą robotę. Szlak na tej
trudnej drodze, jeżeli mnie pamięć nie myli, przecierał Paweł Gąsiorski. Wielka
chwała mu za to. Odnoszę wrażenie, że jego strona jest najbardziej poczytna.
Gdybym chciała umieścić reklamę, zwróciłabym się do pana Pawła. Wszyscy panowie
mają odwagę, żeby podpisać się własnym nazwiskiem i przyjmować na siebie falę
krytyki. Sama zdecydowanie wolę pozostać anonimowa. Największą przyjemność
stanowi dla mnie czytanie publicystyki. Gdy jest ona związana z moją ukochaną
dyscypliną sportów, wówczas przyjemność jest zwielokrotniona. Dziwię się
trenerom, którzy nie biorą udziału w dyskusji. Poza Zbigniewem Stefańskim nie
ma piszących o trendach w naszej dyscyplinie czy nowinkach technicznych. Na
szczęście pojawiają się artykuły dotyczące psychologii w sporcie na stronie
Pawła Gąsiorskiego. To bardzo ubarwia i poprawia jakość stron.
Pamiętam jeden z komentarzy
umieszczonych na stronie time-out.pl. Jedna z czytelniczek pisała, że lektura
artykułów i poranna kawa składa się na przyjemny poranek. I być może to
trafiona definicja dobrej strony internetowej.
Komentarz:
Z pokorą przyjmuję uwagi, co do mojego portalu. Moje
zwykła bolączka to chroniczny brak czasu.
Portal to realizowanie pasji nie mającej nic wspólnego z
zarabianiem pieniędzy.
Teraz np. stoję przed dylematem: napisać książkę o
tenisie stołowym, czy prowadzić portal?
Dlatego mówienie o jakiejkolwiek konkurencji, czy
reklamach jest nierealistyczne.
Myślę jednak, że mogę obiecać poprawę wizerunkową portalu
www.time-out.pl. Do lata 2015 chcę
zainwestować w portal, szatę graficzną, itd. Chciałbym też zaprosić do
współpracy przynajmniej jedną osobę za wynagrodzeniem.
Cóż mamy takie portale jaki jest polski tenis stołowy.
Ich mikra liczba powinna być wyrzutem sumienia wszystkich.
Niedoinwestowane (brak reklamodawców), robione przez paru ludzi z pasją,
którzy jeśli można próbują uszczknąć coś dla siebie. Jesteśmy często traktowani
jako zło konieczne.
Zasmuca fakt traktowania nas przez centralę (no teraz z
wyjątkiem jednego) jako wroga. Typowe piekiełko zamiast współpracy, a
przynajmniej wymiany informacji.
W artykule zabrakło jednej ważnej informacji: portal www.time-out.pl jest całkowicie niezależny i nie jest
uwikłany w rodzime zależności. I niech
tak zostanie.
Z.Stefański