W kolejce po pieniądze ustawiają
się weterani i Zbigniew Stefański. Ci pierwsi chcą jej na uprawianie sportu,
ten drugi na napisanie książki. Najlepiej jednak wyszli ci, którzy tę kolejkę
sprytnie ominęli. Wojciech Waldowski i Marek Przybyłowicz już stoją przy
okienku o ładnie brzmiącej nazwie „kasa”.
Przypominałam
w tekście pt. „Słowa bumerangi” o tym, że Marek Przybyłowicz skrzętnie na
swojej stronie wyliczał gotówkę wydawaną na Sylwestra Małeckiego i Władysława
Chrabąszcza. To że sam związkową kasę uszczupla o znacznie większe kwoty niż
Małecki i Przybyłowicz razem wzięci, nie powoduje takiego oburzenia jak kiedyś.
Mało tego, swego czasu na stronie agamar.pl/ts mogliśmy przeczytać, jakie są
koszty funkcjonowania Zarządu PZTS. Teraz takich informacji tam nie znajdziemy.
Gdzie się podziały krzyki o transparentność?
Drugi
człowiek, sternik PZTS, zrzeka się praw do swojej firmy, by móc kandydować na
stanowisko prezesa. Przedstawiciele wojewódzkich związków oceniają, że w takim
podejściu nie ma nic złego i popierają Wojciecha Waldowskiego. Nowy prezes
okazuje się rozgrzeszony. Wychodzi na to że na szczęście nie ma nic wspólnego z
firmami handlującymi sprzętem i może z czystym sumieniem realizować pomysł budowy
nowoczesnego PZTS.
Kadrowa czystka.
Nie
przypominam sobie, żeby wcześniejsze władze Związku działały tak bezwzględnie.
Najpierw ofiarą pada Piotr Pielaciński. Ukarany zostaje zakazem pełnienia
funkcji w PZTS na najbliższe pięć lat. Do tej pory kulisy tego odwołania nie są
znane. Na stronie internetowej pzts.pl widniał
zapis mówiący o publikacji stenogramu z Zebrania, który do dziś się nie ukazał.
Kolejnym niewygodnym okazał się Wojciech Klimaszewski, Dyrektor Biura. Musiał
pożegnać się ze stanowiskiem. To nie był wcale koniec, bo osobą nieprzystającą
do nowoczesnej wizji Związku okazała się księgowa, Wanda Kołodyńska. Mało tego,
nie dość że usunięci zostali ludzie, to Zarząd rozwiązał duże gremium, jakim
jest (było?) Kolegium Sędziów. Swoją drogą dziwię się, że sędziowie nie
protestują. Przecież każdego z nich może spotkać to, co spotkało Piotra
Pielacińskiego. Każdy niewygodny może zostać usunięty.
Chciałabym
wywołać do odpowiedzi Krzysztofa Piwowarskiego. Czy jego zdaniem zgodna z
prawem była uchwała o zakazie zasiadania w strukturach PZTS nałożona na
Pielacińskiego? Takie same wątpliwości budzi u mnie rozwiązanie organizacji
sędziowskiej. Przecież to nie PZTS wybierał Kolegium Sędziów, więc czy ma prawo
je likwidować?
Idąc
dalej, gdyby okazało się, że Zarząd łamie prawo, nie powinny się odbyć nowe
wybory, bo ludzie nieprzestrzegający prawa nie powinni zarządzać związkiem
sportowym?
Sądzę, że nie
jeden by odpowiedział: im szybciej, tym lepiej. Obraz z zewnątrz, być może
niepełny i nie do końca słuszny, jest taki, że PZTS jest zawłaszczany przez
panów Waldowskiego i Przybyłowicza.
Nie ma szans na odrodzenie tenisa stołowego.
Jakiś
czas temu Marek Przybyłowicz odpowiedział mi: „Nie zgadzam się również z oceną,
że nie ma szans na poprawę”. Brak perspektyw polskiego tenisa stołowego to
wciąż uzasadniona teza. Dlaczego tak się dzieje? Niestety odpowiedź jest
brutalnie prosta:
- nie ma
szkolenia,
- nie ma kogo
szkolić,
- nie ma
pomysłu na reformę PZTS,
- nie ma
ludzi, którzy mogliby przeprowadzić zmiany w PZTS.
Oddzielnym,
niezwykle ważnym tematem jest tenis stołowy jako dyscyplina. Dokąd zmierza i
czy te ścieżki ktoś wyznacza świadomie, ale to rozważania na inny artykuł.
Dla kogo pieniądze?
Nie
specjalnie chce mi się szukać ładnych słów, komu się należy finansowanie. We
wstępie sugerowałam, że ustawiają się po nie weterani. Trzeba to nazywać po
imieniu. Domagają się gotówki. Czy to w postaci nagród, czy finansowania
wyjazdów, czy innej, to nie ma znaczenia. Sprawa jest niezwykle delikatna. Nie
odważę odpowiedzieć się na pytanie, czy na miejscu Prezesa PZTS opłacałabym
przedsięwzięcia weteranów. Świetnie ich rozumiem, bo sama większą część życia
związałam z tenisem stołowym. Sądzę jednak, że taka inwestycja to dla PZTS do
niewielki zysk.
Druga
kwestia dofinansowania książki Zbigniewa Stefańskiego. Z artykułu wynika, że
autor portalu time-out.pl chciał, aby PZTS częściowo dopłacił do wydawnictwa.
Prezes Waldowski odpowiedział, ze być może tak, ale po napisaniu książki. I
taką postawę Wojciecha Waldowskiego jak najbardziej popieram. Mam niezwykły
szacunek do Zbigniewa Stefańskiego. Na miejscu szefa PZTS nie kupowałabym kota
w worku. Inna sprawa, że podręcznik do nauki tenisa stołowego byłby przełomem.
Z korzyścią dla nauczycieli i początkujących instruktorów. Potrzebna jest
multimedialna książka, która opisuje i pokazuje technikę tenisa stołowego.
Gdyby taka książka powstała, autor by się zapisał w historii polskiego tenisa
stołowego.
Od
lat moje zdanie jest takie, że wszelkie środki finansowe powinny być
inwestowane głównie w szkolenie dzieci. To jest dobra inwestycja, choć
długotrwała.
Genialny „Jerry”.
Internauta
„Jerry” daje genialną w swojej prostocie receptę, jak wydobyć polski sport z
zapaści. Finansować nie urzędników, ale trenerów, instruktorów, nauczycieli.
„Jerry” trafia w sedno. Bez szkolenia nic się nie zmieni. Z likwidacją struktur
typu ministerstwo bym polemizowała. Nikt nie może dyskutować z faktem, że bez
dzieci do sportu nie będzie sportu. Jest jeszcze jedno „ale”. Powinni to
zrozumieć panowie Waldowski i spółka.
Kto
winny?
Teza powtarzana przez Zbigniewa
Stefańskiego o niszczeniu tenisa przez dystrybutorów sprzętu słuszna jest tylko
częściowo. Przyzwoitość powinna nakazywać, aby Wojciech Waldowski nie
kandydował w wyborach. Tutaj zgadzam się ze Stefańskim. Przyzwoitość powinna
nakazywać Przybyłowiczowi niepobieranie pieniędzy ze związkowej puli, skoro takie działania wcześniej krytykował. Waldowskiemu
zależy jednak na rozwoju tenisa stołowego z tej prostej przyczyny, że jego
(była) firma dzięki temu będzie lepiej funkcjonować. Przybyłowicz też chce, by
dyscyplina się rozwijała, bo to dla niego silna pozycja i pewna praca. Nie
łączyłabym kryzysu w PZTS z działaniami dystrybutorów sprzętu. Postawa taka nie
podoba mi się i tego nie popieram. Przyczyna tkwi gdzie indziej. Przyczyną jest
brak pomysłu i wizji. A pomysł, który powinien przyświecać wszystkim sternikom
PZTS to zwiększenie ilości dzieci uprawiających tenis stołowy. Gdy liczba
dzieci w wieku 6-9 lat się podwoi, to będzie znaczyć, że władze dobrze działają
i oprócz pensji należą się im nagrody. Gdy tego nie zrobią, trzeba będzie te
władze odwołać.
Jeżeli opisywana przeze mnie kadrowa
rewolucja doprowadzi do zmian, będę wychwalała prezesa i jego współpracowników
z Przybyłowiczem na czele. Jeżeli nie zmieni się liczba uprawiających tenis
stołowy i rozpocznie masowe szkolenie, będzie to znaczyło, że liczy się skok na
kasę, a nie chęć niezbędnych zmian.
czytelniczka portalu
|