Home Tytuł Na święta

Sklep

MSTS"Stefanski"

 

 

Na święta PDF Print E-mail
Written by Zbyszek   
Thursday, 17 April 2014 09:21
Trwają piękne, niosące nadzieję święta. Ale czy jest nadzieja dla polskiego tenisa stołowego?



Przez wiele lat pisałem o bolączkach polskiego tenisa stołowego.
Właściwie można, by kopiować moje artykuły sprzed lat i dawać ponownie na łamy portalu.
Nie wyciągnięto bowiem właściwie żadnych wniosków z moich tekstów.
Kolejni prezesi poza zmarłym Andrzejem Kawą nie mieli i nie mają wizji funkcjonowania dyscypliny we współczesnym świecie.
Kolejne prezesury Adama Giersza to umacnianie prywatnego biznesu pod płaszczykiem nowomowy pseudointelektualnej i odskocznia do kariery politycznej.
Człowiek kompletnie nie zainteresowany rozwojem dyscypliny, który nie wykorzystał boomu lat 80-tych i 90- tych tych.
Prezesura pana Dachowskiego to trwanie, pobieranie wysokiej pensji i ruchy pozorne, które umocniły znaczenie i rolę Wojciecha Waldowskiego.
Zresztą co tutaj dodać jak w oficjalnych wypowiedziach pana byłego prezesa dowiadujemy się, że jednym z najważniejszych osiągnięć było utrzymanie Status Quo lobby sprzętowego.
Prezesura zmarłego Andrzeja Kawy to próby wychodzenia na prostą, ale z góry skazane na porażkę w konfrontacji z betonem dealersko-prezesowsko-urzędniczym.
Prezesura Ryszarda Weissbrodta to nieporozumienie, filozofia trwania za wszelką cenę i postępująca degrengolada myśli szkoleniowej.
Obecną prezesurę Wojciecha Waldowskiego charakteryzuje słynna kartka z systemem szkolenia opublikowana w internecie.
Cóż dodać?
Nie zapominajmy, że pobiera też niemałą pewnie pensje za swoja pracę.
Przez wiele lat mi powtarzał, że działa w w PZTS społecznie.
Teraz się to zmieniło. I tak pieniądze od sponsora Andro wracają we właściwe ręce.
Kolejne ekipy zawłaszczają publiczne pieniądze i obsługują ich wydawanie.
Przy okazji każdych wyborów słyszymy o długach jakie zostawiła poprzednia ekipa i zyskach, które ta sama zostawiła.
Oczywiście różne wersje pochodzą od różnych osób powiązanych z przychodząca, bądź odchodzącą ekipą w myśl zasady punkt widzenia zależy od punku siedzenia
Marek Przybyłowicz (moje prywatne rozczarowanie) - który w ilości wykonywanych funkcji chyba pobił Sylwestra Małeckiego - nie potrafił zagospodarować autentycznej woli zmian i ruchów reformatorskich, które razem z innymi uruchomił przed ostatnimi wyborami.
Brakuje też poza nielicznymi wyjątkami myśli intelektualnej w polskim ping-pongu.
Nie ma publikacji, kulej wymiana myśli szkoleniowej, a tenis stołowy jako dyscyplina stacza się w przepaść.
Co jest tego przejawem:
1.Ciągła obecność przedstawicieli firm sprzętowych we władzach. Proszę tylko nie mydlić ludziom w oczach i próbować wmówić, że pan Giersz, czy pan Waldowski nie mają wpływu na działalność swoich firm. Próbuje się nam wmówić, że wszystko w ramach tamtego, czy obecnego prawa. Oczywiście jak można było kiedyś dublować funkcje społeczne to się dublowało. Jak weszło nowe prawo zakazujące tego, to się przepisało biznesy na swoje rodziny.
Tylko się pytam: czy dla tych panów słowo moralność coś znaczy? Przecież od początku było wiadomo, że obydwie rzeczy z punktu widzenia interesu publicznego, a przede wszystkim z punktu widzenia dobra dyscypliny wzajemnie się wykluczają i że mogą tylko szkodzić. Nie można prowadzić własnego biznesu związanego ściśle z tenisem stołowym i jednocześnie decydować o losach tego samego tenisa stołowego i basta!!! Nie wspominam tutaj o członkach kolejnych zarządów będących jednocześnie przedstawicielami firm dystrybucyjnych sprzętu do tenisa stołowego, których właścicielami byli prezesi PZTS lub są (jak teraz) ich rodziny. Paranoja, która była i jest zgodna z prawem.
To konflikt interesów zarówno mentalny jak przedmiotowy, którego efektami są dołujące wyniki sportowe i spadek osób uprawiających tenis stołowy w Polsce!
2. Po 25 latach funkcjonowania wolnego rynku dyscyplina nie posiada żadnego branżowego czasopisma. Kompromitacją związku jest fakt, że na jego oczach upadło wiele inicjatyw z tym związanych.
3. Po 25 latach funkcjonowania wolnego rynku dyscyplina nie dorobiła się żadnej poważnej pozycji książkowej o tematyce metodyczno-szkoleniowej sygnowanej znaczkiem PZTS. O czym to świadczy? Powiem krótko - o braku zainteresowania tym tematem, co już samo w sobie jest katastrofą dla dyscypliny. Jednocześnie poszczególne zarządy  wręczały sobie nagrody i finansowały pensje niektórych prezesów, których to suma przekracza wielokrotnie koszt napisania i wydania 1 książki w powiedzmy 2 tys. egzemplarzy.
4. Nie ma sformułowanego na piśmie sytemu szkolenia. Dla niewtajemniczonych to taka mapa drogowa dla każdej z dyscyplin. My tej mapy nie mamy. Działamy więc po omacku szukając jak ślepiec drugiego Grubby. Szukajmy dalej, a nuż ślepej kurze trafi się ziarno. Wtedy to byłaby już prawdziwa tragedia dla tenisa stołowego. Następny Grubba, Małysz, Radwańska, Kubica paradoksalnie dobiłby dyscyplinę.
Zbyszek Stefański