Home Tytuł Krzysztof Piwowarski pisze

Sklep

MSTS"Stefanski"

 

 

Krzysztof Piwowarski pisze PDF Print E-mail
Written by Zbyszek   
Monday, 12 May 2014 06:27

Cdn. 25 lecia nowożytnej Polski. Życie na gorąco.

 

Jak twierdzą znawcy, polski tenis stołowy dorobił się własnej afery z kupowaniem wyniku sportowego. Domniemane zdarzenie opisał białostocki dodatek do „Gazety Wyborczej”. W artykule tym autor opisuje zdarzenie, którym było ponoć próba przekupstwa jednego z zawodników z białostockich drużyn klubowych tenisa stołowego. Pomijam fakt, czy to prawda, czy nie, ale artykuł ten insynuuje, że były inne mecze, w których mogło dojść do zdarzeń przestępczych - jak sugeruje WR PZTS. Przewodniczący tego wydziału jest tak pewny swego, że wymienia z imienia i nazwiska potencjalnego przestępcę, zdając sobie zapewne sprawę z konsekwencji takiego pomówienia. Wygląda na to, że przewodniczący WR PZTS za nic ma skutki ewentualnych przekroczeń uprawnień, obrazy, zniesławienia.

 

Komisja Dyscyplinarna to jedyna komisja wymieniona w statucie związku, oznacza to, że nie ma ważniejszej komisji związkowej. Jednak jak życie pokazuje, to nieprawda, albo - jak mówi młodzież - gówno prawda. Jej orzeczenia to jedno, a działania Związku to drugie. Ważniejszy okazuje się bieżący cel działaczy niż praworządność. Działacze związkowi dają glejt przestępcy sportowemu, w zamian za co, za miejsce 9 –12 na DMS, fundują wycieczkę i pokazują młodzieży, co może prawo, czyli prawo to może nafiukać działaczom.

 

Zresztą bezkarność działaczy jest tak wielka, a bezradność środowiska tak ogromna, że ta władza jest jak kiepski żart z pałą w tle. My jesteśmy tu, gdzie żyje demokracja, oni są tam, gdzie zomo-demokracja.

 

Niepełnosprawni

 

Polska jest potęgą, gdy chodzi o tenis stołowy, jednak co jaki czas w wyniku nieprzemyślanych działań środowisko to wybucha skandalem. Ostatni passus to oczywiście wpis o wykluczeniu zawodników 35+. Bzdura, nonsens, ale jak słychać, prezes Wojciech zainterweniował i mają się z tego wycofać.

 

Rozumiem pęd do medali, zwycięstw i orderów, jednak przypomniano mi aferę w hiszpańskiej lidze na wózkach, gdzie okazało się, że niepełnosprawni stanowili mniej niż 50% zawodników, a to była bogata w sponsorów liga. Pazerność na łatwe pieniądze nie zna granic ani żadnych zahamowań, ważny jest szmal. Co to ma wspólnego z polskim tenisem stołowym? Jak mówią mi moi niepełnosprawni zawodnicy, i w polskim narodowym tenisie stołowym zacierają się granice między niepełnosprawnością a ułomnością. I decydenci muszą odpowiedzieć, co jest ważniejsze, czy niepełnosprawność, czy też pęd po medale i naciąganie ułomności do niepełnosprawności.

 

PZTS schodzi na psy, autor zwrócił ostatnio uwagę Ministrowi ds. sportu na faszyzację tego związku, która przejawia się w dyskryminacji o formach niespotykanych w innych związkach sportowych. Bo czyżby zapis w regulaminie dotyczącym niepełnosprawnych zawodników i ograniczenia wynikające z przekroczenia limitu wieku nie są podobne do tych stosowanych przez faszystów w przypadku Żydów? Gdyby nie protesty, to może doczekalibyśmy się czegoś jeszcze bardziej groźnego, może obowiązkowej „sportowej eutanazji”. Nie wiem, co było inspiracją takich zachowań, ale ich inicjatorzy oraz osoby, które się na to zgodziły powinny odejść ze Związku, bo nie gwarantują, że nie powtórzą tego w przyszłości.

 

Dziś niepełnosprawni, jutro rudzi, pojutrze Żydzi, a w nocy do twego domu wtargną bojówki by wygnać cię z twojej własności, za to, żeś za stary.

 

Gdzie zawodnicy z tamtych lat.

 

W 1970 roku w Polskim Związku Tenisa Stołowego było zarejestrowanych 14 000 zawodników seniorów/-ek, po 44 latach zostało 50% z tych 14 tys. W 1991 roku po wprowadzeniu licencji zawodniczych było tych zawodników około 20 000 łącznie z młodzieżą i był to drugi najliczniejszy związek sportowy w kraju, pierwszym oczywiście była piłka nożna. Przyrost ten był wynikiem boomu z lat 80 związanego z Andrzejem Grubbą i Leszkiem Kucharskim. Obydwaj zawodnicy zostali wykorzystani politycznie przez WRON-ę, ale na szczęście nie chodziło o czystą politykę, a politykę społeczną. WRON-a zawłaszczyła sukces sportowy obydwu zawodników i postanowiła wymienionych wykreować na pierwszych sportowych celebrytów, a tamtej władzy sukces był potrzebny. Pokłosie tamtych czasów mamy do tej pory, postawiony na postument zawodnik błyszczy w promieniach sławy, choć nie zawsze jest ona zasłużona. Dla mnie okres ostatnich 25 lat nie odcisnął żadnego piętna na polskim tenisie stołowym, bardziej skorzystała niemiecka młodzież niż polska.

 

Japonia 2014 – DMŚ.

 

Wycieczka do Japonii udała się naszej delegacji. Na koszt podatnika polskiego tzw. reprezentanci polskiego tenisa stołowego od kilkunastu lat potwierdzają, że nic nie zmieniło się w polskim wyczynowym tenisie stołowym. Ustabilizowany model współzawodnictwa sportowego, standardowy model treningu. ”Nad Wisłą bez zmian”, można rzec. Czy jako podatnik, od ponad 30 lat finansujący tę dyscyplinę sportu, mam prawo zażądać zmian? Czy może bezkrytycznie obserwować, jak szasta się moją kasą, która zamiast na wsparcie mojej emerytury idzie na igrzyska?

 

Znana Czytelniczka stawia śmiałą diagnozę, nie jest gorzej, ale nie jest i lepiej, czyli stagnacja, a jakby się udało wygrać z Portugalią ho, ho, to byłoby to. Ja powiem coś bardziej drastycznego, jest coraz gorzej, albo jeszcze gorzej niż gorzej. Portugalia, o której nikt nie słyszał parę lat temu, zaczyna nas wyprzedzać i podąża ścieżką wznoszącą. Mimo że w jej szeregach brak adoptowanych Chińczyków, a trenujących regularnie zawodników jest dużo mniej niż u nas, staje się potęgą EUROPEJSKĄ, co jest grane.

 

Rozumiem, że na rybach można dostać olśnienia, najczęściej jest to jednak co najwyżej od odbicia promienia słonecznego od lustra wody. Można być genialnym zawodnikiem. Jedno z drugim nie musi jednak chodzić w parze, by być olśnionym trenerem. Portugalia jest lepsza.

 

Mądry i dobry trener powie swoim zawodniczkom/-om, słuchajcie moi mili, tu kończy się moja wiedza i umiejętności, jeżeli dalej będziecie u mnie, to nic wielkiego nie osiągnięcie, ale jeżeli jesteście łasi na sukcesy sportowe, to idźcie do tego a tego, może on wam podpowie.

 

I mamy właśnie taką sytuację, że bez kogoś z zewnątrz nasze ambitne zawodniczki/-cy nie zrobią kroku do przodu.

 

Stoimy krok nad przepaścią, a dalej wierzymy, że jak zrobimy krok naprzód, to się wzniesiemy, lecz to nieprawda, potrzebujemy obejść przepaść, ale to wymaga zmiany przewodnika, i nie tylko przewodnika, trzeba porzucić tych, co nie chcą zrozumieć istoty zmiany i przemiany.

 

Ktoś ma uwagę, że nasi się nie ogrywają w międzynarodowych turniejach, brak im obycia turniejowego, jednak zarazem wszystko robimy, by się nie ogrywali na wewnętrznych polskich GP. Mamy całą armię obcokrajowców grających w naszych ligach, jednak robimy wszystko, by nasi milusińscy nie potykali się z takimi zawodnikami. I co później, wychodzi taka milusińska, milusiński i widzi jakiego innego, ręka drętwieje, w głowie chaos i słup soli z Wieliczki.

 

Postuluje się wysyłać tych naszych na międzynarodowe turnieje, ale to marnotrawstwo kasy, jeżeli taki zawodnik, zawodniczka nie potrafi w kraju ograć tych obcokrajowców, tych naszych chińskich „tramwajarzy, kelnerów, kucharzy” to po co marnować kasę.

 

Droga Czytelniczko, zgadzam się z tobą w jednej kwestii, ładnie napisane, ale wnioski do bani.

Krzysztof Piwowarski