Home Tytuł Lucjan Błaszczyk - człowiek zawodnik instytucja

Sklep

MSTS"Stefanski"

 

 

Lucjan Błaszczyk - człowiek zawodnik instytucja PDF Print E-mail
Written by Zbyszek   
Tuesday, 17 October 2006 12:38

Chciałbym przedstawić sylwetkę Lucjana Błaszczyka, zawodnika, który po śmierci Andrzeja Grubby jest wizytówką polskiego ping-ponga.

Image

Lucka zna każdy, kto ma coś wspólnego z tenisem stołowym. W tenisowej elicie jest od kilkunastu lat, kiedy to w wieku 20 lat był w ósemce na świecie. Swoje pierwsze tenisowe kroki stawiał w Lwówku Śląskim. Potem, jak mnie poinformował pan Józef Jagiełowicz, był epizod w Jeleniej Górze. Po czym nastąpił „transfer stulecia”: sekcje pingpongowe klubów z Drzonkowa i Jeleniej Góry wymieniły się zawodnikami. Za Lucka Błaszczyka poszła do Jeleniej Góry utalentowana wtedy juniorka Arbeta Wanowska. Lucek spędził w Drzonkowie pod czujnym okiem Józefa Jagiełowicza 2 lata jako kadet. Okres w Drzonkowie musiał być dla Lucka przyjemnym czasem, bo chętnie odwiedza to miejsce.

Ale tak naprawdę jego sportowy talent rozwinął się w czasie jego pobytu w Gdańsku i wspólnej pracy z Jurkiem Grycanem. Lucek został wyselekcjonowany i wraz z takimi zawodnikami jak Krzeszewski, Dziubański, Napiórkowski, Szafranek i inni zaczął tam trenować. W Gdańsku jak na tamte czasy zapewniono zawodnikom naprawdę świetne warunki socjalno-bytowe. Wszystko na miejscu, inywidualny tok nauczania, treningi 2-3 razy dziennie. I choć nie jestem fanem Adama Giersza – ówczesnego szefa ośrodka - to trzeba mu to po prostu oddać. Do sztabu szkoleniowego należeli m.in., oprócz wspomnianego Adama Giersza, Zbyszek Liszewski, Andrzej Kawa oraz niżej podpisany. Miał też swój epizod śp.Aleksander Mielewczyk. Współpraca z Jurkiem Grycanem odbywała się głównie na zasadzie konsultacji i obozów. Mając dużą ilość dni konsultacji w roku pracował nad warsztatem technicznym Lucka. Zresztą praca nie dotyczyła tylko technicznej i fizycznej strony. Kto zna Jurka Grycana wie jak olbrzymią wagę przywiązuje do przygotowania psychicznego. Myślę, że trafiło to na podatny grunt: Lucek zawsze interesował się tymi sprawami. Sam nieraz byłem świadkiem niekończących się dyskusji na różne tematy dotyczące mentalnych aspektów ping-ponga. Zresztą z tego, co wiem, Lucek do dzisiaj wymienia poglądy z Jurkiem w tej sprawie. Jasno z tego wynika, że wtedy trener Jerzy Grycan był tym, kogo Lucjan musiał spotkać. Zaryzykuję stwierdzenie, że bez niego Lucjan Błaszczyk nie byłby tej klasy zawodnikiem, co dzisiaj.

Za czasów gdańskich zaczęły się pierwsze sukcesy Lucjana w kategorii juniorów. Wspomnę tu tylko o wygraniu TOP 12 Europy juniorów, czy złotym medalu z Tomkiem Krzeszewskim w debla. A potem przyszedł chyba największy sukces w karierze. Jako 20-to latek zagrał w ćwierćfinale Mistrzostw Świata seniorów. Ten sukces zamyka klamrą „okres polski”.

Lucek po wspomnianych MŚ przeprowadził się do Niemiec i rozpoczął grę w TTC Grenzau.

Ale chciałbym zatrzymać się w tym miejscu jego kariery i dodać parę spostrzeżeń.

Co takiego spowodowało, że zawodnik o nazwisku Lucjan Błaszczyk ma na koncie kilkanaście medali z imprez rangi mistrzowskiej?

Co wyróżniło skromnego chłopaka z małej miejscowości z całej grupy chyba nie mniej utalentowanych chłopaków?

Gdzie kończy się talent, a zaczyna praca?

I co to jest właściwie talent?

Pytań dużo, ale jakże fascynujące.

Spróbuję więc zanalizować naszego bohatera.

Lucek wyróżniał się zawsze wielką motywacją wewnętrzną. Jestem przekonany, że jako nastolatek myślał o wygrywaniu, byciu lepszym zawodnikiem, a nie o tym co z tego może mieć. Jakże stoi to w konflikcie z motywacją u większości dzisiejszej młodej generacji zawodników. Wraz z rozwojem wewnętrznym, w budowaniu wewnętrznej motywacji do bycia jak najlepszym, widzę drogę do wejścia na szczyty. W poszerzaniu wiedzy psychologicznej, chęci doskonalenia się, wnikaniu w siebie, w zrozumieniu własnych reakcji w sytuacjach stresowych jest ukryte ziarno sukcesu. Ileż to razy Lucek po przegranym, czy wygranym meczu dyskutował, zastanawiał się, analizował. Dziś obserwując analizę pomeczową niektórych zawodników słyszę najczęściej: ”siadło mi”, albo „źle przekleiłem”.

Dziś widząc Lucka, słysząc o jego dokonaniach, jakże niewielu z nas zdaje sobie sprawę jak ciężką pracą jest to okupione. Ludzie koncentrują się na samochodzie, stylu życia Lucka, zasobności portfela. Paradoksem jest pewnie dla niektórych, że dzisiejszy status Lucka jest następstwem, a nie powodem, dla którego zaczynał swoją pingpongową drogę. Tę prostą w zasadzie prawdę odkrywają tylko nieliczni. Żyjąc w kulcie pieniądza nie dostrzegamy innych wartości. A tak naprawdę to one często decydują o sukcesach.

O niemieckim rozdziale kariery Lucka napiszę już wkrótce.

Z. Stefański