Home Historia TS TOP 12 w Barcelonie 1985 - opowieść Zbyszka Liszewskiego

Sklep

MSTS"Stefanski"

 

 

TOP 12 w Barcelonie 1985 - opowieść Zbyszka Liszewskiego PDF Print E-mail
Written by Zbigniew Liszewski   
Tuesday, 17 February 2009 11:50

Zaczęło się dobrze, dostałem 3 diety i bilet na samolot w obie strony. Gdzie będę mieszkał, wtedy gdy wylatywałem nie myślałem, a był mroźny luty. U nas zima jak się patrzy więc założyłem kurtkę puchową, ciepłe buty po nartach i na lotnisko. Lądujemy w Barcelonie, a tam 18 stopni na plusie. Wyobraźcie sobie jak na mnie ludzie patrzyli. Szybka wymiana kurtki puchowej na kurtkę Butterfly w toalecie i do hotelu. Ja czekam w holu, a Adam i chłopacy meldują się.


Image

Na samym początku dobra wiadomość: Grubszy z Adamem dostają apartament. Dobra nasza, mam gdzie mieszkać. Oni zajmują pokój sypialny, ja przedpokój gdzie stoi dodatkowe łóżko i 2 fotele. Moja radość trwała krótko. W takiej samej sytuacji jak ja był redaktor Sportu katowickiego (przez powagę dla pisma nie wymienię nazwiska) więc on nabył prawa do łóżka, ja do fotela. Akredytacja i na trening. Jako wielki kibic kolarstwa zaraz po treningu poszedłem pieszo na wzgórze gdzie parę lat wcześniej Szurkowski wygrał mistrzostwo świata a Szozda był drugi. Ja musiałem przyjrzeć się miejscu gdzie zaczęła się ucieczka i w zasadzie spełniłem swoje największe marzenie co do przyjazdu do Barcelony.

Turniej TOP 12 był dziwny, przegrywali faworyci. Mimo iż Grubszy przegrał grę z Pańskim i mimo 4 porażek wygrał cały turniej. Leszek poniżej możliwości jest przedostatni. Na tym turnieju chyba po raz ostatni ja kołczowałem Grubszemu, a Adam Leszkowi, w następnych latach najczęściej było odwrotnie. Top 12 zakończył się jakby podwójnym sukcesem, bo w kobietach wygrała Betina. Z punktu widzenia popularności tenisa impreza nietrafiona. Zainteresowanie kibiców żadne, trochę młodzieży na trybunach.

W związku z tym, że pierwszego dnia Gruby grał grę z Leszkiem więc drugiego dnia był strasznie zakwaszony i narzekał od rana, a po grze z Panskim stał się nie do wytrzymania.

Gdybym miał taką cierpliwość jak obecnie myślę, że zrobił bym mu krzywdę z 10 razy. Oczywiście po wygranej w całym turnieju wszystko sobie wybaczyliśmy i zapomnieliśmy, ale były to jedne z najcięższych trzech dni turniejowych w całej karierze trenerskiej. Może dlatego, że do końca nie wiadomo było kto wygra ten turniej więc Grubszy zachowywał się nerwowo dłużej niż zwykle.

Sprawę posiłków rozwiązałem w podobny sposób jak na prawie każdych zawodach gdzie nie miałem opłaconego hotelu i wyżywienia tzn. zawsze schodziłem do restauracji w dresie reprezentacyjnym z kartą akredytacyjną Grubszego albo Adama, ale celowo odwróconą zdjęciem do klatki piersiowej. Patent pancerny –  żaden pilnujący przy wejściu nie podejrzewał, że można być aż tak bezczelnym. Nie robiłem tego z wyrachowania. Miałem do wyboru zgodzić się na te warunki wyjazdu lub nie wyjeżdżać, a doba w hotelach 5- gwiazdkowych to były wtedy moje roczne zarobki, a na imprezach byłem potrzebny chłopakom, bo pełniłem funkcję trenera, masażysty i kamerzysty.

Na zwiedzanie nie było czasu, w nocy pojechaliśmy tylko do dzielnicy portowej by przyjrzeć się nocnemu życiu Barcelony (wtedy po raz pierwszy widziałem transwestytów).

Z wyjazdu przypomina mi się jeden dość śmieszny incydent. Jak zawsze wyjeżdżając mieliśmy prośby od naszych znajomych o kupno rzeczy których brakowało w Polsce. Tym razem otrzymałem zadanie, które jak później się okazało, przerosło moje siły. Jeden ze znajomych dał mi kartę abym mu kupił część do samochodu Seat .Wchodzę do sklepu wyciągam kartę i czytam „palec przerywacza rozrządu.”. Boże co ja się gościowi natłumaczyłem i nagestykulowałem. Doszło do tego, że przyniesiono mi stacyjkę do kluczyków. Po godzinie skapitulowałem.

Następnego dnia wracaliśmy do kraju, bo znając losowanie Mistrzostw Świata w Goeteborgu wiedząc, że będziemy grali z Azjatami udawaliśmy się do Korei Północnej, ale to już historia na inną opowieść .