Zgodnie z zapowiedzią
przedstawiamy wywiad ze znanym szkoleniowcem, działaczem i osobowością
polskiego tenisa stołowego - Andrzejem Kawą.
Zbyszek Stefański: Andrzej dowiedzieliśmy się, że dostałeś
propozycję pracy w COS-ie. Czy możesz to potwierdzić?
Andrzej Kawa: Tak rzeczywiście dostałem taką propozycję i po namyśle przyjąłem ofertę pracy na stanowisku zastępcy dyrektora naczelnego
COS ds. programowo-sportowych. Pracę rozpocząłem 5 maja.
Z.S: Czy propozycja objęcia tego stanowiska była dla ciebie
zaskoczeniem?
A.K: Staram się dostosowywać do szybko zmieniającego się świata –
nie myślę więc kategoriami zaskoczenia. Jest to wielki kapitał, który wyniosłem
ze środowiska jaki tworzy tenis stołowy jako gra. Od wielu lat działam w
sporcie, który jest moją wielką życiową PASJĄ. PASJA ta była i jest realizowana
od ponad dwudziestu lat w mojej dyscyplinie tenisie stołowym, kilka lat pracy w
klubie (AZS AWF Gdańsk), kilkanaście lat pracy ze wszystkimi kadrami narodowymi,
5 lat pracy na stanowisku szefa wyszkolenia, prowadzenie specjalizacji
trenerskiej na gdańskiej AWFiS oraz wielu kursów instruktorskich i doszkalających
dało mi możliwość całościowego spojrzenia na dyscyplinę. Świetnym doświadczeniem
jest moje hobby – piłka nożna. Od pięciu lat, działając w zarządzie pomagam budować
silny piłkarski klub – gdańską Lechię. Klub który powstał od podstaw, bez
budżetu, struktury organizacyjnej przejęto tylko nazwę zaczynając od siódmej
ligi, z roku na rok pnie się coraz wyżej. Można tworzyć wielkie rzeczy
zaczynając od zera. Działałem też w wielu organizacjach o charakterze
sportowym. Mówiąc w skrócie „robię swoje”. Najlepiej jak potrafię. Gdy ktoś
zwraca się o pomoc to pomagam, a jeżeli zostanie to docenione jest mi miło i
oznacza to, że moje działania nie poszły na marne.
Z.S: Co należy do twoich obowiązków?
A.K: W skrócie: tworzenie optymalnej infrastruktury dla rozwoju
sportu w Polsce oraz wspieranie uczciwego i efektywnego wydatkowania środków
budżetowych w polskich związkach sportowych. Stąd też współpraca ze wszystkimi
polskimi związkami sportowymi w zakresie
m.in. opiniowania programów rozwoju dyscypliny, wszystkich programów szkolenia
(szczególnie olimpijskich) jawi się na pierwszym miejscu, dodatkowo szkolenie i
doszkalanie kadr trenerskich, redakcja biuletynu Sport wyczynowy, Forum
Trenera i pozycji wydawniczych z serii Biblioteka trenera, działalność
marketingowa i komercyjna COS.
Z.S: Jak człowiek, który w COS-ie pełni tak odpowiedzialne
stanowisko nie znalazł uznania w oczach PZTS?
A.K: Oj to chyba nie ja jestem adresatem tego pytania. Mogę tylko
przypomnieć, że nikt nie postawił wniosku o odwołanie szefa wyszkolenia.
Zresztą zarząd PZTS musiałby uzyskać akceptację na taką decyzję z Ministerstwa
Sportu, a tam, wiem to po latach, mieliśmy jako dział szkolenia bardzo dobre
notowania. W zamian otrzymałem
propozycję objęcia szefostwa sztabu szkoleniowego w gdańskim Centrum Szkolenia.
Propozycje te były ponawiane w latach następnych w formie pisemnej. Ta sytuacja
była nad wyraz czytelna – takie sprawy załatwia się po męsku. Brakuje nam w
środowisku silnego przywództwa. Źle świadczy o kulturze organizacyjnej firmy
fakt rezygnacji pracowników z pracy. Casus Andrzeja Kawy nie jest wyjątkiem – należy wymienić tu także Jurka
Grycana, Jarka Kołodziejczyka, naszych kolegów ze Słowacji, Andrzeja Domicza,
Leszka Kucharskiego. Oni wszyscy odeszli z pracy. Bodajże ostatnio zwolniono
trenera z etatu w PZTS w 1995 roku.
Z.S: Chodzą słuchy, że w znalezieniu nowego miejsca pracy pomógł ci
Adam Giersz, czy chciałbyś to skomentować?
A.K: Hm, no cóż … Zbyszek, robisz się dziennikarzem… Mam szeroką
rzeszę przyjaciół i kolegów, którzy działają na rzecz rozwoju Polski. Powiem
krótko są osoby, którym nie wypada odmawiać. A ponieważ zakres nowej pracy pozwoli mi działać w środowisku, które
mnie pasjonuje przyjąłem propozycję. W
ten sposób trafiłem m.in. do dr Adama Giersza, który jest szefem gabinetu politycznego
ministra Drzewieckiego więc siłą rzeczy musiało dojść do naszego spotkania.
Dodam bardzo pozytywnego spotkania w sprawie wizji i koncepcji rozwoju sportu.
Z.S: Jak widzisz swoje rozstanie z dyscypliną (Andrzej był ostatnio
trenerem kadry wojewódzkiej województwa pomorskiego oraz prowadzi specjalizację
tenisa stołowego na gdańskiej AWFiS)?
A.K: Sala to mój żywioł, kocham to robić. Bardzo ciężko było się
rozstać z fantastyczną grupą z Pomorza. Łza w oku się zakręciła. Specjalizację
będę prowadził w dalszym ciągu. Nie zamierzam tracić kontaktu z dyscypliną. Ciągle
czuję się warsztatowcem. I myślę, że kiedyś tam wrócę… Ale mam świadomość że
wyizolowana praca na sali, nawet najlepsza, znacznie lepiej zafunkcjonuje w
przyjaznym, twórczym środowisku. Nie wolno budować wieżowców na podmokłym
gruncie. Ciągle szukam rezerw gdzie i jak udoskonalać, rozwijać i tworzyć. Moim
marzeniem była budowa jednego z najsilniejszych światowych związków tenisa
stołowego. To była wieloletnia strategia i realny plan działania. Stworzyliśmy
kilka świetnych miejsc do rozwoju tenisa stołowego ze stabilnym systemem
finansowania. Zbudowaliśmy silny sztab szkoleniowy w oparciu o byłych świetnych
zawodników i wielu przypadkach już znakomicie przygotowanych do pracy trenerów. Trenerzy systematycznie
zaczęli być wyposażani w nowoczesne technologie itd. To były początki „uczenia
się organizacji”.
Z.S: Chciałbyś coś jeszcze na koniec dodać?
A.K: Mam nadzieję, że słowa Adama Nowaka „nazywaj rzeczy po imieniu, a zmienią się w
okamgnieniu” w dalszym ciągu ze swoją siłą będą obecne przy mnie. I pozwolą mi
BYĆ dobrym dyrektorem, zamiast MIEĆ tytuł dyrektora.
Z.S: Życzymy powodzenia i nie zapomnij o tenisie stołowym.
A.K: Zbyszek wiesz dobrze, że korzeni nie wolno odcinać. Dziękuję i
serdecznie pozdrawiam wszystkich miłośników tenisa stołowego.
|