Home Rozmówki "Nazywaj rzeczy po imieniu a zmienią się w okamgnieniu"

Sklep

MSTS"Stefanski"

 

 

"Nazywaj rzeczy po imieniu a zmienią się w okamgnieniu" PDF Print E-mail
Written by Zbyszek   
Sunday, 11 May 2008 17:48

Zgodnie z zapowiedzią przedstawiamy wywiad ze znanym szkoleniowcem, działaczem i osobowością polskiego tenisa stołowego - Andrzejem Kawą.


Image

Zbyszek Stefański: Andrzej dowiedzieliśmy się, że dostałeś propozycję pracy w COS-ie. Czy możesz to potwierdzić?

Andrzej Kawa: Tak rzeczywiście dostałem taką propozycję i po namyśle przyjąłem ofertę pracy na stanowisku zastępcy dyrektora naczelnego COS ds. programowo-sportowych. Pracę rozpocząłem 5 maja.

Z.S: Czy propozycja objęcia tego stanowiska była dla ciebie zaskoczeniem?

A.K: Staram się dostosowywać do szybko zmieniającego się świata – nie myślę więc kategoriami zaskoczenia. Jest to wielki kapitał, który wyniosłem ze środowiska jaki tworzy tenis stołowy jako gra. Od wielu lat działam w sporcie, który jest moją wielką życiową PASJĄ. PASJA ta była i jest realizowana od ponad dwudziestu lat w mojej dyscyplinie tenisie stołowym, kilka lat pracy w klubie (AZS AWF Gdańsk), kilkanaście lat pracy ze wszystkimi kadrami narodowymi, 5 lat pracy na stanowisku szefa wyszkolenia, prowadzenie specjalizacji trenerskiej na gdańskiej AWFiS oraz wielu kursów instruktorskich i doszkalających dało mi możliwość całościowego spojrzenia na dyscyplinę. Świetnym doświadczeniem jest moje hobby – piłka nożna. Od pięciu lat, działając w zarządzie pomagam budować silny piłkarski klub – gdańską Lechię. Klub który powstał od podstaw, bez budżetu, struktury organizacyjnej przejęto tylko nazwę zaczynając od siódmej ligi, z roku na rok pnie się coraz wyżej. Można tworzyć wielkie rzeczy zaczynając od zera. Działałem też w wielu organizacjach o charakterze sportowym. Mówiąc w skrócie „robię swoje”. Najlepiej jak potrafię. Gdy ktoś zwraca się o pomoc to pomagam, a jeżeli zostanie to docenione jest mi miło i oznacza to, że moje działania nie poszły na marne.

Z.S: Co należy do twoich obowiązków?

A.K: W skrócie: tworzenie optymalnej infrastruktury dla rozwoju sportu w Polsce oraz wspieranie uczciwego i efektywnego wydatkowania środków budżetowych w polskich związkach sportowych. Stąd też współpraca ze wszystkimi polskimi związkami sportowymi  w zakresie m.in. opiniowania programów rozwoju dyscypliny, wszystkich programów szkolenia (szczególnie olimpijskich) jawi się na pierwszym miejscu, dodatkowo szkolenie i doszkalanie kadr trenerskich, redakcja biuletynu Sport wyczynowy, Forum Trenera i pozycji wydawniczych z serii Biblioteka trenera, działalność marketingowa i komercyjna COS.

Z.S: Jak człowiek, który w COS-ie pełni tak odpowiedzialne stanowisko nie znalazł uznania w oczach PZTS?

A.K: Oj to chyba nie ja jestem adresatem tego pytania. Mogę tylko przypomnieć, że nikt nie postawił wniosku o odwołanie szefa wyszkolenia. Zresztą zarząd PZTS musiałby uzyskać akceptację na taką decyzję z Ministerstwa Sportu, a tam, wiem to po latach, mieliśmy jako dział szkolenia bardzo dobre notowania. W zamian otrzymałem propozycję objęcia szefostwa sztabu szkoleniowego w gdańskim Centrum Szkolenia. Propozycje te były ponawiane w latach następnych w formie pisemnej. Ta sytuacja była nad wyraz czytelna – takie sprawy załatwia się po męsku. Brakuje nam w środowisku silnego przywództwa. Źle świadczy o kulturze organizacyjnej firmy fakt rezygnacji pracowników z pracy. Casus Andrzeja Kawy nie jest wyjątkiem – należy wymienić tu także Jurka Grycana, Jarka Kołodziejczyka, naszych kolegów ze Słowacji, Andrzeja Domicza, Leszka Kucharskiego. Oni wszyscy odeszli z pracy. Bodajże ostatnio zwolniono trenera z etatu w PZTS w 1995 roku.

Z.S: Chodzą słuchy, że w znalezieniu nowego miejsca pracy pomógł ci Adam Giersz, czy chciałbyś to skomentować?

A.K: Hm, no cóż … Zbyszek, robisz się dziennikarzem… Mam szeroką rzeszę przyjaciół i kolegów, którzy działają na rzecz rozwoju Polski. Powiem krótko są osoby, którym nie wypada odmawiać. A ponieważ zakres nowej pracy pozwoli mi działać w środowisku, które mnie pasjonuje przyjąłem propozycję. W ten sposób trafiłem m.in. do dr Adama Giersza, który jest szefem gabinetu politycznego ministra Drzewieckiego więc siłą rzeczy musiało dojść do naszego spotkania. Dodam bardzo pozytywnego spotkania w sprawie wizji i koncepcji rozwoju sportu.

Z.S: Jak widzisz swoje rozstanie z dyscypliną (Andrzej był ostatnio trenerem kadry wojewódzkiej województwa pomorskiego oraz prowadzi specjalizację tenisa stołowego na gdańskiej AWFiS)?

A.K: Sala to mój żywioł, kocham to robić. Bardzo ciężko było się rozstać z fantastyczną grupą z Pomorza. Łza w oku się zakręciła. Specjalizację będę prowadził w dalszym ciągu. Nie zamierzam tracić kontaktu z dyscypliną. Ciągle czuję się warsztatowcem. I myślę, że kiedyś tam wrócę… Ale mam świadomość że wyizolowana praca na sali, nawet najlepsza, znacznie lepiej zafunkcjonuje w przyjaznym, twórczym środowisku. Nie wolno budować wieżowców na podmokłym gruncie. Ciągle szukam rezerw gdzie i jak udoskonalać, rozwijać i tworzyć. Moim marzeniem była budowa jednego z najsilniejszych światowych związków tenisa stołowego. To była wieloletnia strategia i realny plan działania. Stworzyliśmy kilka świetnych miejsc do rozwoju tenisa stołowego ze stabilnym systemem finansowania. Zbudowaliśmy silny sztab szkoleniowy w oparciu o byłych świetnych zawodników i wielu przypadkach już znakomicie przygotowanych do pracy trenerów. Trenerzy systematycznie zaczęli być wyposażani w nowoczesne technologie itd. To były początki „uczenia się organizacji”.

Z.S: Chciałbyś coś jeszcze na koniec dodać?

A.K: Mam nadzieję, że słowa Adama Nowaka „nazywaj rzeczy po imieniu, a zmienią się w okamgnieniu” w dalszym ciągu ze swoją siłą będą obecne przy mnie. I pozwolą mi BYĆ dobrym dyrektorem, zamiast MIEĆ tytuł dyrektora.

Z.S: Życzymy powodzenia i nie zapomnij o tenisie stołowym.

A.K: Zbyszek wiesz dobrze, że korzeni nie wolno odcinać. Dziękuję i serdecznie pozdrawiam wszystkich miłośników tenisa stołowego.