Written by Zbyszek
|
Tuesday, 08 January 2013 07:58 |
Wersja uzupełniona i
poprawiona.
Jeżdżąc często po turniejach
międzynarodowych, czy rozmawiając z trenerami pracującymi za granicą oraz
uczestnicząc w międzynarodowych zgrupowaniach w Niemczech i we Francji, miałem
doskonałą okazję do podglądania specjalistycznych treningów oraz podyskutowania
na temat nowoczesnych metod treningowych prowadzonych przez naszych zachodnich
sąsiadów. Bądź co bądź, Niemcy i Francja od kilkunastu lat są potentatami w
szkoleniu dzieci i młodzieży a co najważniejsze ich wyniki w kategoriach
młodzieżowych przekładają się później na sukcesy w kategoriach seniorskich co
niestety nie ma potwierdzenia w szkoleniu młodzieży w naszym kraju. Uważam
więc, że warto podpatrywać i dowiadywać się co robią niemieccy i francuscy
trenerzy, jakie metody szkoleniowe stosują i jak szkolą swoich wychowanków z
sukcesem.
Artykuł ten nie ma na celu
krytykowania polskich pingpongowych realiów. Zdaję sobie sprawę ze stanu
finansowego naszego PZTS i DTTB (Niemiecki Związek Tenisa Stołowego) czy FFTT
(Francuska Federacja Tenisa Stołowego). Są to dwa różne światy i diametralnie
inaczej funkcjonujące instytucje, ale uważam, że wiele aspektów przede
wszystkim szkoleniowych, które są z powodzeniem realizowane w Niemczech czy
Francji, można próbować przenieść na nasze podwórko.
ETAP WSTĘPNY SZKOLENIA
Z racji mojego bliższego
kontaktu z trenerami niemieckimi skupię sie dokładniej na szkoleniu w tymże
kraju. W wielokrotnych rozmowach z trenerami na temat etapu wstępnego w
szkoleniu dzieci i młodzieży, podkreślają oni przede wszystkim duży akcent na
prawidłową technikę podstawowych uderzeń, pracę nóg a co najważniejsze
predyspozycje wolicjonalne zawodnika, czyli odporność na stres w warunkach
meczowych, wola walki, itp. Może nie jest to jakieś wielkie odkrycie. Również u
nas te aspekty w pracy szkoleniowej są realizowane. Niemniej jednak, już na tym
etapie, trenerzy kadr poszczególnych Landów (odpowiednik naszego województwa)
zwracają szczególną uwagę na przydatność danego zawodnika (zawodniczki) do
dalszego etapu szkolenia. Bardzo duży akcent niemieccy trenerzy zwracają na
poprawność poszczególnych uderzeń. Poprawność ruchowa po każdym względem i
dokładność uderzeń w określone miejsce, mają tutaj szczególne znaczenie. Mam tu
na uwadze przede wszystkim nauczanie topspina forhend z różnych miejsc na
stole, który już od najmłodszych lat uczony jest nieco inaczej niż przyjęło się
to od lat w Polsce. Najważniejszą różnicą jest przede wszystkim moment
uderzenia piłki. Obserwując, na turniejach ogólnopolskich młodzików, kadetów
czy młodziczek i kadetek, naszych najmłodszych adeptów, zauważam że dużo akcji
topspinowych opartych jest na uderzaniu piłeczki z tyłu, ruchem od dołu do góry
do przodu, po piłce opadającej po koźle (łokieć ręki grającej umieszczony jest
wyraźnie poniżej rakietki). Takie zagranie wydłuża czas wymiany pomiędzy
zawodnikami a jednocześnie daje przeciwnikowi czas na właściwe zareagowanie i
wyprowadzenie kontrakcji. Taki tenis stołowy funkcjonował na świecie w latach
80-tych ubiegłego wieku (epoka A. Grubby i L. Kucharskiego, M.Appelgrena, J.M.
Saive, J.O.Waldner). Wówczas to, zawodnicy europejscy nawiązywali z pozytywnym
skutkiem walkę z dominacją zawodników zza chińskiego muru.
Obecnie w szkoleniu młodych
niemieckich zawodników duży nacisk kładzie się na uderzenia piłki forhendem
krótkim, szybkim ruchem od biodra, a punkt kontaktu rakietki z piłeczką winien
być u góry z tyłu piłeczki (łokieć prawie równoległy do rakietki) po koźle
wznoszącym z mocno pochyloną rakietką, co powoduje przyspieszenie samego ataku
lub kontrataku, ograniczając tym samym przeciwnikowi możliwość na odpowiednie
przeciwdziałanie. Podobny styl grania można obecnie zauważyć obecnie u naszego
zawodnika, wywodzącego się z Chin – Wang Zeng Yi, który większość akcji
forhendowych gra po tzw. koźle wznoszącym. Być może niemieccy specjaliści
zauważyli te tendencje rozwojowe u chińskich graczy dużo szybciej niż my teraz.
DOSZKALANIE TRENERÓW
Bardzo ważnym aspektem jest
sprawa doszkalania się niemieckich trenerów, zarówno kadr narodowych czy kadr
wojewódzkich jak i trenerów niższego szczebla. Wiadoma sprawa – jak się nie
dokształcasz – to zostajesz w tyle. Wielu polskich trenerów szkoli kolejne
pokolenia dobrych jak na warunki polskie zawodników, którzy jednak nie mają
szans na przebicie się na arenie europejskiej w wieku juniora, seniora, gdyż
ich umiejętności techniczno-taktyczno z czasem stają się zbyt ubogie.
Może nie powinienem porównywać
realiów polskich i niemieckich, bo nie można porównywać budżetu PZTS I DTTB,
jednak warto podpatrywać jak doszkalają się niemieccy trenerzy. Być może kiedyś
w Polsce uda się osiągnąć podobny budżet jak w Niemczech i podobne szkolenia
będą u nas na porządku dziennym.
Jak wiadomo w Polsce
funkcjonuje system: instruktor, trener II klasy, trener I klasy, trener klasy
mistrzowskiej. Sam osobiście przechodziłem cały szczebel doskonalenia
trenerskiego i z pełną odpowiedzialnością stwierdzam, że najwięcej dowiedziałem
się i nauczyłem na studiach podyplomowych na tytuł trenera II klasy. Wówczas
to, najwięcej mówiono o praktyce i metodyce nauczania tenisa stołowego (prawie
dwa lata), choć w niewielkim stopniu zwracano uwagę na to jak rozwija się tenis
stołowy na świecie. Jednak nawet tam za mało było zajęć typowo praktycznych.
Kolejne etapy dokształcania się na następne stopnie trenerskie, czyli tytuł
trenera I klasy i trenera klasy mistrzowskiej, to tylko dwa dwutygodniowe kursy
powielające nabytą wiedzę psychologiczno-pedagogiczno-fizjologiczną, która w
moim wypadku (absolwent AWF we Wrocławiu) niewiele wniosła. Kilkakrotnie
rozmawiałem z kolejnymi włodarzami PZTS, sygnalizując potrzebę dokształcania
się trenerów z tzw. „wyższej półki”. Kolejne szkolenia w gdańskim ośrodku PZTS
dla początkujących instruktorów, mówiące jak nauczać topspina forhend czy
półwolej bekhend w UKS-ach, niewiele mi, wówczas już w miarę doświadczonemu
trenerowi, dawały. A nawet spotkania z naszymi ówczesnymi trenerami kadry
narodowej potwierdzały najczęściej to, do czego sam, przez lata praktyki i
doświadczeń, dochodziłem. Wciąż brakowało mi spotkań i szkoleń z najlepszymi
trenerami z Europy a może albo przede wszystkim z Azji. Tu kolejny apel do
nowych władz PZTS - "My trenerzy chcemy się szkolić. Pomóżcie nam spełnić
nasze marzenia."
Mimo całego szacunku dla kunsztu
zawodniczego naszych obecnych trenerów kadry (Dziubański, Kusiński, Makowski,
Szafranek), pytam się, jakie kursy doskonalące ukończyli oni ostatnio, jakimi
kwalifikacjami trenerskimi mogą się obecnie poszczycić, w jakich seminariach
trenerskich w Europie oni uczestniczyli. To przecież oni, trenerzy kadry,
jeżdżąc po międzynarodowych imprezach i uczestnicząc w międzynarodowych
seminariach trenerskich, powinni nam, trenerom z terenu, przekazywać najnowsze
trendy rozwojowe w tenisie stołowym a my wdrażać je w naszych malutkich
klubikach. W przeciwnym wypadku powstaje kompletna trenerska samowolka a każdy
z nowych trenerów, instruktorów szkoli swoich młodych zawodników na tzw. nosa,
czyli powiela coś, co kiedyś zobaczył u swojego trenera lub sam się nauczył. A
jak wiadomo tenis stołowy sprzed dwudziestu lat, to nie ten sam tenis stołowy
co obecnie. Sam osobiście byłem świadkiem ironicznej dysputy dwóch naszych
trenerów kadry narodowej na jednej z międzynarodowych imprez nad techniką
jednego z reprezentantów Polski i uwierzcie mi nie chcilibyście usłyszeć tych
słów jak trener tego zawodnika. Ale z drugiej strony skąd trener tego zawodnika
miał wiedzieć jak poprawnie wygląda technika tego uderzenia, skoro sam ukończył
kiedyś kurs instruktorski w ramach LZS. Nie chcę tutaj oczywiście podważać
fachowości i kompetentności tego trenera (już samo wyszkolenie zawodnika na
poziomie kadry narodowej jest olbrzymim sukcesem) ale chcę naświetlić fakt, że
my trenerzy nie mamy możliwości poznawania nowinek technicznych i szkolimy
zawodników tak jak potrafimy najlepiej.
W Niemczech funkcjonuje
podobna struktura awansu trenerskiego. Mamy tam trenera C-Lizenz (odpowiednik
polskiego instruktora), B-Licenz (trener II klasy), A-Lizenz (trener I klasy) i
Diplomtrainer (trener klasy mistrzowskiej). Jednak tym co odróżnia niemiecki
system dokształcania trenerów od polskiego, to sposób zdobywania poszczególnych
stopni. Na każdym etapie awansu trenerskiego w Niemczech odbywają się
obowiązkowe kursy doszkalające dla kandydatów na wyższy stopień kunsztu
trenerskiego związane z metodyką tenisa stołowego, najnowszymi trendami
rozwojowymi, psychologią sportu i taktyką gry. Dodatkowo każdy z kandydatów
musi obowiązkowo uczestniczyć w kilku obozach kadr wojewódzkich poszczególnych
Landów, poprowadzić samodzielnie kilka treningów z zawodnikami na różnym
poziomie wyszkolenia na zadany temat (np. trening na stołach - koordynacji
wzrokowo-ruchowej z akcentem na atak piłki w trzecim tempie lub trening
motoryczny z akcentem na kształtowanie czasu reakcji) a na koniec każdego etapu
doskonalenia zdać obowiązkowy egzamin a dodatkowo na poziomie najwyższym
napisać pracę trenerską, którą się później broni.
Również każdy klub Niemczech,
chcąc uczestniczyć w rozgrywkach, musi obowiązkowo zaprenumerować pismo
branżowe wydawane przez Niemiecki Związek Tenisa Stołowego, gdzie zawarte są
wszystkie aktualne tendencje rozwojowe i wytyczne jak szkolić zawodników na
każdym etapie szkolenia. Jest to kolejny sposób, aby rozpropagować najnowsze
trendy rozwojowe w nowoczesnym tenisie stołowym.
Pomimo takiej „partyzantki”
jaka panuje w polskim tenisie stołowym i tak jestem pełen podziwu dla osiągnięć
polskich kadetów(-ek) oraz juniorów(-ek) na arenie europejskiej, choć niestety
nie przekładają się one juz od wielu lat na sukcesy w kategoriach seniorskich.
Resztę spraw pozostawiam bez komentarza…Marek Chrabąszcz
|
|
|
|